Celem szczytu G20 w Seulu jest przebudowa światowej gospodarki, tak by zapewnić jej stabilny wzrost i zapobiec powtórce światowego kryzysu finansowego z 2008 roku. Jednak kraje biorące udział w szczycie mają trudności z pogodzeniem sprzecznych strategii mających to zapewnić.

Grupa G20, założona w 1999 roku, po raz pierwszy zwołała szczyt przywódców dwa lata temu i od tamtej pory przyjęła rolę światowego przywódcy, odsuwając na dalszy plan grupę G7, ponieważ kraje takie jak Indie czy Chiny stały się gospodarczymi i politycznymi mocarstwami.

Wśród głównych kwestii omawianych na już piątym ich szczycie znajdą się m.in. nierównowaga w bilansie handlowym, kursy walut, regulacje sektora finansowego oraz niektóre kwestie dyplomatyczne, jak rosnące napięcie pomiędzy Chinami i Japonią oraz Rosją i Japonią czy zamrożone negocjacje dotyczące północnokoreańskiego programu atomowego.

Celem spotkania jest m.in. stworzenie nowego porządku gospodarczego; zastąpiłby on model, w którym USA mają coraz większy deficyt handlowy, a kraje takie jak Chiny, Niemcy i Japonia gromadzą znaczne nadwyżki handlowe.

Reklama

Jedną z amerykańskich propozycji podczas szczytu ma być ustanowienie wskazówek dotyczących nadwyżek i deficytu handlowego, bo w przeciwnym razie może to zdestabilizować inwestycje.

Przedstawiciele krajów należących do G20, które prowadzą 85 proc. światowej działalności gospodarczej, już wcześniej zgodzili się nie używać swoich walut jako broni w walce o rynki. Jednak napięcie między nimi ponownie wzrosło w ubiegłym tygodniu, kiedy amerykański bank centralny ogłosił wart 600 mld dol. plan skupowania obligacji, co oburzyło wielu partnerów handlowych Ameryki, gdyż obniży to wartość dolara.

Z kolei Chiny poinformowały w środę, że w październiku ich nadwyżka handlowa osiągnęła drugi najwyższy w historii poziom. Zwiększy to presję na Pekin, by uelastycznił kurs juana; USA oskarżają Chiny o sztucznie zaniżanie kursu, dzięki czemu zyskują one przewagę eksportową. Chiny odpowiadają, że Stany Zjednoczone nie powinny wtrącać się w ich politykę monetarną.

"Jeśli któraś ze stron wybierze podejście konfrontacyjne, to moim zdaniem wszyscy przegrają" - uważa chiński wiceminister spraw zagranicznych Cui Tiankai, który wzywa G20, by nie robiło z kwestii chińskiej waluty centralnego tematu rozmów w Seulu.

Jedną ze spraw, które mogą odciągnąć uwagę od wojny walutowej mogą być nowe regulacje dla sektora finansowego. Przywódcy G20 podpiszą się pod porozumieniem "Bazylea III", wynegocjowanym przez szefów banków centralnych. Przewiduje ono m.in. podniesienie jakości i wielkości kapitałów banków, co jest kluczowym elementem reform przeprowadzonych po kryzysie finansowym.

Przywódcy prawdopodobnie poprą również propozycję Rady Stabilności Finansowej, powołanej na szczycie G20 w Londynie, by wprowadzić ściślejszą kontrolę nad rynkiem instrumentów pochodnych i zmniejszyć zależność od agencji ratingowych. Zajmą się też kwestią banków "zbyt dużych, by upaść", czyli około 20 instytucji finansowych, których bankructwo może zdestabilizować światowy system finansowy.

Pomimo, że szczyt będzie zdominowany przez kwestie gospodarcze, światowi przywódcy będą prawdopodobnie dyskutowali również na tema bieżących kwestii dyplomatycznych.

Szczyt ma miejsce w momencie, gdy od kilku tygodni rośnie napięcie pomiędzy dwoma największymi gospodarkami Azji - Japonią i Chinami - o sporne wyspy na Morzu Wschodniochińskim, w pobliżu których znajdują się złoża ropy i gazu.

Ochłodzeniu uległy również relacje pomiędzy Tokio i Moskwą, gdy prezydent Dmitrij Miedwiediew odwiedził jedną z wysp na spornym archipelagu Kurylów.

Wątpliwości budzi również wykorzystywanie przez Chiny monopolu na wydobycie metali ziem rzadkich, potrzebnych do produkcji zaawansowanej elektroniki.