Deprecjonowanie obecnego ładu politycznego i społecznego przez część polityków ociera się o malkontenctwo, które nie ma żadnych podstaw. Staliśmy się narodem sukcesu, a nasza pozycja w Europie jest najmocniejsza od 300 lat.

Nie wszystko w naszej rzeczywistości zasługuje na pochwałę. Deficyt budżetowy i dług publiczny, lęk władz przed głębokimi acz niezbędnymi reformami, kiepska infrastruktura, nie najlepsze warunki dla biznesu, za małe nakłady na armię. Wszystko to jednak blednie, gdy spojrzeniu wstecz, na drogę jaką przebyliśmy.

Mamy stabilny system polityczny, który sprawdził się po katastrofie smoleńskiej. Zginęła elita państwa, a jego działanie nie doznało poważniejszego uszczerbku. Zbudowaliśmy bowiem efektywne struktury pozwalające państwu sprawnie funkcjonować nawet, gdy zabraknie przywódców. Czy to nie wystarczający powód do dumy? Gospodarka kwitnie, choć mamy sporo do zrobienia, by rozwijała się jeszcze szybciej. Zakorzeniliśmy się w NATO i Unii Europejskiej, z roli petenta przerodziliśmy się w jednego z rozgrywających politykę europejską. Malkontenci kwestionujący te osiągnięcia, kwestionują też nasze zaangażowanie. Sami bowiem zbudowaliśmy sobie Polskę sukcesu. Nikt nam jej nie dał.