W USA i Europie Zachodniej popularny inwestor private equity jest postrzegany jako wąsaty łajdak, który zaciąga kredyt, by kupić podupadłą firmę, potem tnie koszty i zatrudnienie, a następnie sprzedaje. W Polsce branża ta jest jednak postrzegana zdecydowanie inaczej.

– W Polsce private equity finansuje rozwój – mówi Monika Morali-Efinowicz, dyrektor zarządzająca w warszawskim biurze Advent International.

>>> Czytaj też: Polska faworytem funduszy private equity w Europie Środkowej i Wschodniej

– Większość transakcji polega na zapewnieniu kapitału szybko rozwijającym się firmom.

To daje branży bardzo pozytywny wizerunek, który jednak może się wkrótce zmienić, bo polska gospodarka dojrzewa, i coraz trudniej będzie znaleźć oczywiste nisze rynkowe, w których firmy mogą się rozwijać w zawrotnym tempie.

Reklama

Dobre okazje

Do ostatnich szybko rozwijających się inwestycji można zaliczyć sieć dyskontów Żabka, należącą od 2007 roku do Penty, czesko-słowackiej firmy inwestycyjnej. Inwestor pomógł Żabce wejść do Czech i sfinansował szybką ekspansję. Sieć ma obecnie 2300 sklepów i zamierza otwierać około 250 kolejnych rocznie. – Penta to wiarygodny i finansowo stabilny inwestor, który pozwala nam zdobyć finansowanie na bardzo korzystnych warunkach, dzięki czemu możemy przyspieszyć rozwój i otwierać nowe sklepy – mówi Jacek Roszyk, prezes firmy.

Przyznaje jednak, że górną granicą dla jego sieci jest 7 tys. placówek. To oznacza, że w przyszłości tempo wzrostu prawdopodobnie osłabnie. Penta przygotowuje się do wyjścia z inwestycji. Nastąpi to zapewne na początku 2011 roku.

To czyni z Żabki jedną z coraz liczniejszych ofert na polskim rynku wtórnym. Jedną z największych jest Aster, przewodni polski operator telewizji kablowej, który Mid-Europa Partners chce sprzedać aż za miliard dolarów. Fundusz kupił firmę w2005 roku za 488 mln dol.

Fundusze krążą również wokół Polkomtelu, operatora telefonii komórkowej, który jest własnością grupy państwowych polskich firm i brytyjskiej Vodafone Group. Oferta warta aż 5 mld dol. pojawi się prawdopodobnie na rynku na początku przyszłego roku.

Rynek dla wielkich

Transakcje te są na tyle duże, by przyciągnąć uwagę większych zachodnioeuropejskich funduszy, które generalnie nie inwestowały w Polsce z powodu ograniczonej wartości operacji – średnio nieprzekraczającej 10 mln euro.

– Są ludzie, którzy wciąż chcą kupić wiodącą firmę w Polsce – mówi Tod Kersten z DC Advisory Partners, spółki specjalizującej się w finansach korporacyjnych. Tłumaczy on, że optymistyczny przekaz z Polski, która w zeszłym roku jako jedyny kraj UE uniknęła recesji, przyciąga zagraniczne fundusze.

Nowe transakcje będą testem dla finansowej architektury branży. Do niedawna większość umów była zawierana przy dość konserwatywnym poziomie lewarowania – trzy- lub czterokrotności zysku operacyjnego powiększonego o amortyzację. Tymczasem w Europie Zachodniej poziom dwa razy wyższy nie jest niczym niezwykłym.

Niższy poziom lewarowania jest wynikiem konserwatyzmu lokalnych banków, a także tego, że łączenie zadłużenia z turbulencjami zdarzającymi się często w szybko rozwijających się sektorach stanowi bardzo ryzykowną kombinację. Fundusze staną również w obliczu nowych wyzwań, jeżeli chodzi o zarządzanie. Przedsmak tego mieliśmy w tym roku, kiedy Enterprise Investors, jeden z największych graczy w Polsce, wycofał się ze znanego biura podróży Orbis. Wizerunkowo okazało się to porażką, ponieważ w mediach zaroiło się od historii o uwięzionych wczasowiczach.

– To była trudna spółka. Nikt w Polsce ani w regionie nie specjalizuje się w tej branży – mówi Jacek Siwicki, prezes Enterprise Investors. – Dużo przyjemniej jest finansować wzrost, niż zwalniać ludzi i ciąć koszty.

Pokoleniowa zmiana

Gdy sprzedawane są tak duże firmy jak Aster, lokalne fundusze mają nadzieję wykorzystać swoją wiedzę i kontakty, by przechwycić następną falę przedsięwzięć. Przedsiębiorcy, którzy zakładali swoje firmy w burzliwych czasach przejścia od socjalizmu do gospodarki rynkowej dwie dekady temu, chcą teraz zrealizować zyski.

Pewien polski menedżer private equity zapytał niedawno jednego z przedsiębiorców, dlaczego jest zainteresowany sprzedażą. – Ponieważ mój syn jest durniem – padła odpowiedź.

Jak na razie jednak, pomimo genetycznych niedostatków kolejnej generacji, większość założycieli firm chce sprzedawać jedynie mniejszościowe pakiety w swoich firmach, co nie jest atrakcyjną propozycją dla funduszy private equity. Alternatywą jest warszawska giełda, najbardziej płynny rynek w regionie.

Pomimo tych problemów, gdy rok 2010 zbliża się do końca, polska branża private equity może po kiepskim roku 2009 liczyć na rekordowy wynik, jeżeli chodzi o inwestycje. Jest to jednak efektem kilku niespodziewanie dużych transakcji, a nie ogólnego ożywienia w sektorze.

Siwicki mówi, że jak dotąd w tym roku zawarto sześć dużych transakcji o wartości 800 mln euro i to bez ewentualnej sprzedaży Aster. Dla porównania w kryzysowym roku 2009 wartość transakcji spadła do marnych 268 mln euro z 633 mln w 2008 roku. – Spodziewamy się najlepszego roku w historii polskiego private equity – mówi Jacek Siwicki.