Dziś przeciętny Polak płaci rocznie 1200 zł za prąd. W przyszłym roku najprawdopodobniej zapłaci o ok. 100 zł więcej, a do 2020 r. rachunki za energię wzrosną o połowę - przewiduje "Metro".

Nadal nie wiadomo, o ile podrożeje prąd od nowego roku. Sprzedawcy chcieliby wzrostów od 13 do nawet 22 proc. Wnioski zostały złożone do Urzędu Regulacji Energetyki. To on ustala taryfy.

URE uspokaja, że przyszłoroczne podwyżki będą jednocyfrowe. Wolny rynek obowiązuje jedynie w przypadku firm. Operatorzy energetyczni z kolei twierdzą, że prąd dla indywidualnych odbiorców jest zbyt tani i odbijają to sobie właśnie na odbiorcach instytucjonalnych.

Jednak w najbliższych latach czekają nas kolejne zmiany cen energii elektrycznej. I będą to niestety ruchy w górę. Wszystko przez wzrost kosztów wytwarzania prądu, który muszą pokryć elektrownie węglowe wytwarzające dziś 90 proc. energii. M.in. za sprawą nabywania uprawnień do emisji CO2.

Elektrownie będą też musiały coraz więcej inwestować w technologie produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Dziś wytwarzają w ten sposób 7 proc. energii, a do 2020 r. ma to być ponad 15 proc. Z kolei od 2013 r. wchodzą w życie ostrzejsze unijne dyrektywy dotyczące wymogów emisji nie tylko CO2, ale także wielu innych zanieczyszczeń. To powód do kolejnych inwestycji proekologicznych.

Reklama

Nie wiadomo, czy w najbliższym czasie ceny energii dla odbiorców indywidualnych również zostaną uwolnione. Taka decyzja mogłaby wywołać polityczne skutki, ponieważ podwyżka cen prądu nie spodobałaby się wyborcom.

>>> Czytaj też: Mamy najwyższe ceny prądu w Unii, ale jest sposób, aby je obniżyć

Jednak zmiana stawek dla indywidualnych odbiorców wymusiłby u nich skłonność do oszczędzania energii i kupowania nowoczesnych urządzeń AGD, zużywających mniej prądu.

Gdy po 2020 r. zaczną działać pierwsze elektrownie jądrowe, w ciągu kolejnych 10 lat nastąpi zatrzymanie wzrostu cen prądu, bo energia produkowana w ten sposób jest o 20-30 proc. tańsza niż ta z elektrowni węglowych - prognozuje "Metro".