Cokolwiek to jest, jeżeli przychodzi od rządu – ja się już boję – swego czasu Wirgiliusz w „Eneidzie” tak pisał o Grekach w nawiązaniu do konia trojańskiego.
Dziś dostajemy od rządu projekt ustawy deregulacyjnej i w tyle głowy mamy jedno okienko premiera Tuska. Z ambitnego pakietu po roku urzędniczych konsultacji został erzac. Szereg zapisów likwidujących co większe absurdy i częściowe zastąpienie zaświadczeń oświadczeniami. Z oryginalnego projektu wyleciała cała lista pomysłów, które rok temu „DGP” słusznie nazywał rewolucyjnymi.
Nie skasowano dziesiątek najrozmaitszych licencji i fikcyjnych pozwoleń zatruwających życie każdego kto prowadzi biznes, nawet jeżeli ten biznes to tylko puszczanie muzyki na weselach. Rząd wystraszył się korporacji zawodowych i zostawił je z ich szczelnie pilnowanym dostępem do zawodu, zapisami ograniczającymi wolność rynku i wymuszającymi sztucznie windowane ceny usług prawnych czy notarialnych. Po dwóch latach prac rok trwały urzędnicze konsultacje. A kiedy projekt wyłonił się z gmachów kolejnych ministerstw, nie było już tam mowy o zniesieniu druków RMUA, opłat dla firm za pobieranie składek, niższych kar dla firm spóźniających się z ZUS-owskimi wpłatami czy skrócenia do 5 lat okresu archiwizowania dokumentów firmowych.
Zabawne, że kiedy opadł kurz kampanii wyborczych, komentatorzy zaczęli zachodzić w głowę, jak to możliwe, że aż 34 niezależnych kandydatów na prezydentów miast wygrało ze swoimi partyjnymi kolegami w pierwszej turze. Wrocław, Gdynia miasta odebrane biurokratom i oddane w ręce urzędników troszczących się o rozwój przedsiębiorczości. Miasta z biurami rozwoju gospodarczego, gdzie nie istnieje pojęcie: „zapisano drobnym drukiem”. Uproszczone procedury i doradcy zabiegający o względy tych, którzy tworzą miejsca pracy. Bezrobocie we Wrocławiu spadło z 12,3 do 3,6 proc. A 12-proc. tempa rozwoju mógłby pozazdrościć mu Singapur. Średnia liczba firm z kapitałem zagranicznym jest trzykrotnie większa od średniej krajowej (na głowę mieszkańca). Dodajmy do tego imponującą strukturę biznesu, gdzie 23 proc. stanowią firmy badawcze, naukowe, finansowe. I wszystko to bez pytania urzędników o zgodę i bez rozterek – czy aby fontanna na rynku o nie odbierze mi głosów.