Zasadniczo możemy odróżnić trzy postawy: podszytego strachem lekceważenia, poczucia, że jesteśmy znawcami Rosji i jej najlepszymi interpreterami na użytek Zachodu, i wreszcie nieustannej podejrzliwości połączonej z niechęcią. Ostatnio pojawia się szansa na umocnienie czwartej postawy: w miarę normalnego sąsiedztwa, kiedy to nie tyle Polska prowadzi własną politykę z Rosją, ale polityka ta jest częścią szerszej działalności międzynarodowej. Jednak nie jest wcale pewne, czy szansę tę potrafimy wykorzystać.
W dziewiętnastym wieku powstało wiele wybitnych polskich prac dotyczących Rosji, a potem kolejne w okresie międzywojennym. Istnieje tradycja traktowania Rosji jako największego zagrożenia dla Europy (od Zygmunta Krasińskiego po Adolfa Bocheńskiego). Istnieje tradycja prób wyjaśnienia istoty Rosji Europie, prób opartych na rzekomym polskim znawstwie rzeczy (na przykład Henryk Kamieński czy Roman Dmowski). Istnieje też tradycja podejrzliwości, do której nawiązuje Jarosław Kaczyński. Najciekawsza była postawa osób, które potrafiły zdobyć się na pogląd wewnętrznie zróżnicowany, jak na przykład ta Józefa Piłsudskiego, który obawiał się politycznie i militarnie Rosji sowieckiej, ale był wielbicielem kultury rosyjskiej.
Niektóre koncepcje polskiej polityki międzynarodowej, jak na przykład plany Jerzego Giedroycia, nawiązywały do tradycyjnej koncepcji utworzenia między Polską a Rosją terytoriów niezależnych państw, które by sprzyjały Polsce. Rozsądna ta koncepcja zakładała jednak wieczną obecność rosyjskiego niebezpieczeństwa. W naszych czasach po raz pierwszy od kilku stuleci pojawiła się sytuacja, kiedy to aktualność zagrożenia ze strony Rosji wydaje się wątpliwa. Naturalnie zawsze będą istniały problemy związane z gospodarką, ale z tego punktu widzenia poważniejszym zagrożeniem (i partnerem) są na pewno Chiny niż Rosja. Trzeba bardzo ostrożnie, ale stanowczo wykorzystywać tę sytuację, a przede wszystkim jej nie pogarszać.
Reklama
Na czym polega niemądre zachowanie niektórych polskich polityków czy publicystów w stosunku do Rosji? Przede wszystkim na ujawnianiu poczucia wyższości i podejrzliwości. Nie jest naszym zadaniem wprowadzanie do Rosji większej porcji demokracji (pomijając oczywiste interwencje w sytuacji zagrożenia praw człowieka) ani tłumaczenie Rosjanom, na czym demokracja polega. Oni to doskonale wiedzą, a że tylko w pewnym stopniu realizują, to już jest wynik zarówno historii, jak i stanu obecnego.
Ponadto Polacy powinni jasno zdawać sobie sprawę z banalnego niemal stwierdzenia, że tylko jako silny członek Unii Europejskiej cokolwiek w Rosji wskórają i że nie wszystkie państwa UE są gotowe do prowadzenia solidarnej polityki, choć zaczyna przeważać tendencja współdziałania, czego przykładem są wizyty (na razie nie w Rosji) na Białorusi i Ukrainie polskiego ministra spraw zagranicznych w towarzystwie przedstawicieli innych państw Unii Europejskiej. Innymi słowy, Polacy powinni zrozumieć, że Polska nie jest najważniejsza w polityce rosyjskiej, chociaż można wiele uczynić, by była ważna.

>>> Czytaj też: Konflikt gazowy Polski i Rosji może wybuchnąć z nową siłą

Wreszcie Polacy niemal zupełnie zapominają, mimo że mamy wielu znakomitych reporterów opisujących te tereny, że Rosja utraciła nie tylko podległe jej państwa, jak wspomniana Białoruś czy Ukraina, ale przede wszystkim państwa azjatyckie, że jest zaangażowana w bardzo trudną i na razie pokojową rywalizację zarówno ze światem muzułmańskim, jak i z Chinami. Spokojnie zatem i normalnie – oto nowa propozycja polityczna dla stosunków polsko-rosyjskich, która była nie do zrealizowania od czasów Iwana Groźnego.