Cztery peryferyjne kraje strefy euro: Grecja, Irlandia, Portugalia i Hiszpania, przeżywają kłopoty. Dwa pierwsze już otrzymały pożyczki ratunkowe, pod warunkiem wdrożenia drakońskiego programu oszczędnościowego i podwyżek podatków. Rynki spekulują, że wkrótce to samo czeka Portugalię i Hiszpanię, choć premierzy tych krajów publicznie twierdzą, że takich pożyczek nie potrzebują i że spekulanci zapłacą srogą cenę za grę przeciwko ich krajom. Słyszeliśmy to wcześniej z ust premierów Grecji i Irlandii. Jednocześnie wszystkie cztery kraje podtrzymują zobowiązanie, że będą regularnie spłacały swoje zadłużenie.
Gdy rynki tracą zaufanie do kraju, program naprawczy połączony z ratunkowym finansowaniem ma sens tylko wtedy, gdy uda się zatrzymać przyrost długu publicznego. W przeciwnym razie koszty obsługi długu będą rosły i po jakimś czasie nieuchronnie przyjdzie bankructwo. A wtedy długi będą znacznie wyższe niż w momencie uchwalania planu naprawczego, co będzie miało większe skutki finansowe dla wierzycieli.
Właśnie pojawiły się najnowsze prognozy Komisji Europejskiej dla krajów Unii, sięgają do 2012 roku. Komisja Europejska przewiduje, że dług publiczny Grecji wzrośnie ze 126 proc. PKB w 2009 roku do 156 proc. PKB w 2012 roku. W Irlandii ten wzrost wyniesie z 97 proc. do 114 proc. PKB. W Portugalii z 82 proc. do 92 proc. PKB, a w Hiszpanii z 64 proc. do 73 proc. PKB. Jak widać, w każdym przypadku skala podjętych oszczędności jest niewystarczająca, by zatrzymać narastające zadłużenie.

>>> Czytaj też: Państwowe bankructwa to niekończąca się opowieść

Reklama
Dodatkowo pakiety oszczędnościowe przełożą się na recesję (Portugalia, Grecja) lub na bardzo niskie tempo wzrostu (Irlandia, Hiszpania) w 2011 roku, co oznacza wysokie bezrobocie (przekraczające 15 proc. w Grecji i 20 proc. w Hiszpanii). A oszczędności trzeba będzie czynić, bo rosnący dług oznacza, że coraz większą część budżetu trzeba będzie przeznaczać na spłatę coraz wyższych odsetek. W przypadku Grecji wysokość odsetek od długu rośnie z 6 proc. PKB w 2010 roku do 7,4 proc. PKB w 2012 roku, dla Irlandii jest to wzrost z 3 do 4,4 proc., dla Portugalii z 2,9 do 4 proc., a dla Hiszpanii z 2 do 2,8 proc. Przy czym w Hiszpanii problemem nie jest obecna skala zadłużenia i koszty jego obsługi, tylko ryzyko, że utrzymujące się wysokie bezrobocie i niskie tempo wzrostu mogą prowadzić do szybkiego wzrostu zadłużenia w kolejnych latach.
W świetle tych danych widać absurd obecnego kursu polityki stabilizacyjnej w strefie euro. Ta polityka opiera się na trzech filarach. Grecja i Irlandia otrzymały pożyczki od innych rządów (za pośrednictwem MFW i Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego), które pozwalają im uniknąć pożyczania na rynkach finansowych. EBC zaczął kupować obligacje rządów wymienionych czterech krajów na rynku wtórnym, żeby obniżyć ich oprocentowanie, co zakończyło się umiarkowanym sukcesem. W krajach tych wprowadzono też programy oszczędnościowe. Ale jak widać, trzy filary łącznie nie dają pożądanego efektu, zadłużenie narasta.
Dzisiaj już widać, że brakuje czwartego filaru polityki stabilizacyjnej. Wymienione kraje powinny jak najszybciej przeprowadzić restrukturyzację swojego zadłużenia, tak by część kosztów ponieśli posiadacze obligacji tych krajów, a nie tylko obywatele. Oddłużone, z dużo mniejszymi kosztami obsługi długu mają szansę na dalszy rozwój. Również z punktu widzenia przepływów finansowych restrukturyzacja zadłużenia jest korzystna. Co prawda wierzyciele, głównie banki z bogatych gospodarek UE, stracą na tej operacji, a wówczas podatnicy niemieccy, francuscy, holenderscy czy brytyjscy będą musieli ponieść koszty rekapitalizacji swoich banków, ale w perspektywie kilku lat będzie to niższy koszt niż kolejne pożyczki.

>>> Czytaj też: Rybiński: Dlaczego Grecja powinna zbankrutować