Dane makroekonomiczne, które poznaliśmy w czwartek dobrze wpisywały się w strategię zwiększania zaangażowania kapitału w ryzykowne instrumenty. Inflacja w Niemczech okazała się najwyższa od dwóch lat (1,6 proc.r/r), w Australii pracodawcy stworzyli więcej miejsc pracy niż prognozowali ekonomiści, dzięki czemu spadła stopa bezrobocia (z 5,4 proc. 5,2 proc.), a dane z amerykańskiego rynku pracy także wypadły lepiej niż oczekiwano, bo liczba nowych bezrobotnych spadła z 438 tys. do 421 tys. Na rynku akcji po południu główne indeksy akcji lekko zyskiwały na wartości - po godz. 16 londyński FT-SE znajdował się o 0,4 proc. wyżej niż dzień wcześniej, paryski CAC40 szedł w górę o 0,8 proc., a nowojorski S&P500 rósł ok. 0,3 proc. do najwyższych poziomów od połowy 2008 r. WIG20 po porannym nieudanym testowaniu nowych szczytów (ok. 2780 pkt.) stabilizował się na w okolicy wczorajszego poziomu zamknięcia. W czwartek pozytywnie wyróżniały się spółki paliwowe PKN Orlen tuż przed końcowym fiksingiem wyceniany był o 1,6 proc. wyżej niż środę, a akcje Lotosu drożały aż o 5,6 proc.

Zdecydowanie ważniejsze od niewielkich ruchów indeksów na rynkach akcji jest to, co dzieje się na rynkach rzadziej obserwowanych przez indywidualnych inwestorów. Obecnie kapitał masowo odpływa z amerykańskiego rynku obligacji, fundusze inwestycyjne i banki pozbywają się przede wszystkim papierów o długim terminie zapadalności, które Fed wyłączył z nowej edycji programu wykupu rządowych obligacji. Rentowność obligacji 10-letnich wynosiła w czwartek 3,21 proc., a na początku października było to ok. 2,40 proc. Jednocześnie trudno jest bronić tezy o odpływie pieniędzy z USA na inne rynki, ponieważ przez cały tydzień dolar zyskiwał na wartości. Jest to tym bardziej istotne, że na rynkach surowcowych cena miedzi, której umocnienie amerykańskiej waluty szkodzi, (podobnie, jak innym surowcom wycenianym i kupowanym za dolary) wzrosła w tym tygodniu o ok. 2 proc. i znalazła się o krok od rekordów cenowych ustalonych tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie w 2008 r. Jeśli połączymy to z wysoką inflacją w strefie euro (dzisiejsze dane z Niemiec) i Chinach (spekuluje się o szóstej w tym roku podwyżce stóp procentowych), wydaje się, że banki centralne lada dzień mogą stanąć przed znacznie poważniejszym wyzwaniem niż walka o niskie stopy procentowe i rentowności obligacji. Można zatem powiedzieć, że tryb “wysoka skłonność do ryzyka” powoli jest zastępowany trybem “fizyczne aktywa zamiast papierowych”.

W kontekście rynków akcji warto pamiętać, że obecne wzrosty są generowane bardzo wybiórczo, np. w tym tygodniu przez spółki surowcowe. Potwierdza tezę, że o sezonowej pogoni zarządzających kapitałem za akcjami o wysokim współczynniku beta (“rajd Św. Mikołaja”), co może skończyć się twardym lądowaniem, gdy zabraknie świeżego kapitału na zakupy. Obecnie jednak nie otrzymaliśmy jeszcze wiarygodnych sygnałów do opuszczania rynku akcji.