Dzięki systemowi mikropożyczek bieda miała zniknąć z Trzeciego Świata. Tak się jednak nie stało: w biznes weszły wielkie fundusze, które liczą na szybki zysk.
System mikropożyczek dla najbiedniejszych na założenie własnego biznesu miał być panaceum na ubóstwo Trzeciego Świata. Dziś ta działalność budzi coraz więcej kontrowersji: kasy pomocowe zamieniły się w nastawione na zysk spółki notowane na giełdach, w bankowość dla ubogich weszły wielkie fundusze inwestycyjne i hedgingowe, ogromnie wzrosła presja na ściągalność pożyczek, która zaowocowała falą samobójstw.
Z 52 tys. dol. pożyczonymi od rodziny, przyjaciół oraz indyjskich pobratymców Vikram Akula, student z Schenectady w stanie Nowy Jork, przybył w 1998 roku do Indii, by uruchomić bank udzielający mikropożyczek. Założył Swayam Krishi Sangham (SKS) i w ciągu ośmiu lat zbudował bazę około 200 tys. wiejskich kredytobiorców. Jednak ambicją Akuli było zwiększanie tej liczby: cztery lata temu przekształcił SKS w komercyjną spółkę, wspieraną przez inwestycję Vinoda Khosli, założyciela Sun Microsystems, a także fundusz Sequoia Capital z Doliny Krzemowej.

30 proc. rocznych odsetek

Od tego czasu SKS Microfinance poszerzył bazę klientów do około 7,5 mln. W sierpniu SKS pozyskał na giełdzie 358 mln dol., która wyceniła spółkę na 1,5 mld dol. W ciągu kilku tygodniu wartość akcji wzrosła o połowę – potwierdzając wiarę Akuli i jego zwolenników, że mikrofinanse są w stanie dostarczać dwucyfrowych zwrotów, pozwalając inwestorom „dobrze zarabiać, czyniąc dobro”.
Reklama
Jednak dziś Akula znajduje się w defensywie: wartość akcji SKS jest o 27 proc. niższa od ceny emisyjnej, między innymi z powodu interwencji indyjskich władz, które oskarżają mikrofinansistów o szukanie hiperzysków. Od kredytów trzeba płacić rocznie nawet 30 proc. odsetek. Władze w New Delhi zainterweniowały, kiedy 50 osób popełniło samobójstwa, bo nie mogło spłacić długu.
O systemie mikropożyczek stało się głośno w 2006 roku, gdy Mohammad Junus z Bangladeszu dostał Pokojową Nagrodę Nobla za utworzenie Grameen Bank, który pożyczał biedakom pieniądze na założenie własnego biznesu (głównie kobietom, bo im – jak twierdzi Junus – bardziej zależy na wyciągnięciu rodzin z ubóstwa). Jednak mikrofinanse szybko przekształciły się w globalny biznes. Na tej transformacji zaważył światowy kryzys finansowy: większość mikropożyczkobiorców utrzymywało swój odsetek spłat na poziomie 95 – 98 procent. Fundusze inwestycyjne zobaczyły w systemie mikropożyczek szansę na pewny zarobek.

>>> Czytaj też: Karl Rabeder - milioner, który pozbył się całego bogactwa

Ponieważ mikrofinanse przekształciły się z niszowej aktywności w modną klasę aktywów, inwestorzy od funduszy venture capital w rodzaju Sequoia, po fundusze emerytalne takie jak amerykański TIAA-Cref i holenderski PGGM, zaczęły lokować w nich pieniądze. Pojawiły się również państwowe fundusze inwestycyjne, takie jak Aabar Investments z Abu Zabi i osoby prywatne w rodzaju Pierre'a Omidyara, przewodniczącego rady nadzorczej eBay. Globalne banki inwestycyjne oferują inwestycje w mikrofinanse prywatnym klientom, a strony internetowe umożliwiają mikropożyczki między konkretnymi osobami. Na koniec 2009 roku transgraniczne inwestycje w globalne mikrofinanse wynosiły 12 mld dol. wobec 4 mld dol. trzy lata wcześniej.

Spekulanci zwęszyli zarobek

Tak gwałtowny dopływ spekulacyjnych pieniędzy do instytucji zajmujących się mikropożyczkami powiązał ubogich wieśniaków z Indii czy Ameryki Środkowej z globalnym systemem finansowym. Według Microfinance Information Exchange, instytucji dostarczającej dane o branży, ponad 95 mln mikropożyczkobiorców zaciągnęło kredyty na łączną sumę 65 mld dolarów (średnio 520 dol. na głowę), wobec 24 mld dol. w 2006 roku.
Jednak historie o zadłużonych indyjskich wieśniaczkach zaszczutych przez windykatorów słabo pasują do promocyjnego wizerunku branży, w którym rozpromienione kobiety stoją obok swoich stoisk spożywczych, kiosków z herbatą lub żywego inwentarza. Choć SKS przyznaje, że niektóre samobójstwa dotyczyły jego pożyczkobiorców, on i inne indyjskie kasy mikropożyczkowe wypierają się odpowiedzialności, winiąc nieuczciwy element – tradycyjnych lichwiarzy.
SKS nie jest jednak jedynym entuzjastą pożyczania biednym. Inne indyjskie organizacje mikropożyczkowe także rozrastają się szybko, zachęcane przez inwestorów i bankierów, którzy mają nadzieję powtórzyć sukces Akuli. Według Rajiva Lalla, współzałożyciela Lok Capital, „razem uwierzyli w mit, że sektor ten jest zdolny w nieskończoność rozwijać się z prędkością światła”.
Niespodziewanie kobiety, które miały bardzo ograniczony dostęp do kredytu, stanęły wobec szerokiego wyboru. Wiele z nich pożyczało od kilku kredytodawców. – Mikropożyczki rozwijały swoją metodologię kredytową w czasach, gdy była to niewielka branża i nikt nie martwił się perspektywą przegrzania rynku. To jak samochód bez hamulców – mówi Elisabeth Rhyne z waszyngtońskiego Centre for Financial Inclusion.
Przez ostatni rok indyjscy decydenci systematycznie wyrażali obawy o wysokie oprocentowanie mikrokredytów. Choć branża broni się, że te odsetki są konieczne, by pokryć koszty dotarcia do klientów, rośnie zaniepokojenie spowodowane doniesieniami o menedżerach, którzy zarabiają więcej niż szefowie największych indyjskich banków komercyjnych. Zwrot na aktywach sektora jest też dużo wyższy niż w przypadku zwykłych banków. – Zachodni inwestorzy szukają możliwości wysokiego wzrostu, wysokiej rentowności i nie przejmują się społeczną rolą mikropożyczek – mówi Vijay Mahajan, prezes indyjskiej Sieci Instytucji Mikrofinansowych, która reprezentuje 44 firmy komercyjne.
Dziś indyjskie organizacje mikrofinansowe próbują ustabilizować model biznesowy i przystosować się do nowych regulacji. Tymczasem globalny sektor mikrofinansowy wyciąga lekcję z kryzysu. – Inwestorzy muszą mieć bardziej realistyczne oczekiwania – mówi Lall z Lok Capital. – Firma nie istnieje tylko po to, by służyć ich interesom. Firma istnieje, by służyć klientom i zarabiać pieniądze.