W piątek przed amerykańskimi bykami stało tylko jedno zadanie: udowodnić, że czwartkowe przełamanie/naruszenie oporów nie było pułapką. W tym celu indeksy musiały wzrosnąć. Wszystko bykom w tym dziele pomagało. Przede wszystkim na rynek dotarła informacja, że w Kongresie szykowany jest już kompromisowy projekt przedłużenia zwolnień podatkowych. Wszyscy chcą zdążyć przed końcem roku. Poza tym na rynek trafiły niezłe dane makro.

Raport o bilansie handlowym USA prawie nigdy nie wpływa na zachowanie rynków. Tym razem było podobnie, mimo że w komentarzach przypisywano temu raportowi sporą rolę w podnoszeniu indeksów. Faktem jest jednak, że zaszkodzić nie mógł. Odnotujemy, że w październiku eksport wzrósł o 3,2 proc., a import spadł o 0,5 proc. To bardzo pożądany kierunek. Również indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za grudzień) wzrósł zdecydowanie mocniej niż oczekiwano (z 71,6 do 74,2 pkt.). Był to poziom najwyższy od pół roku.

Rentowność obligacji wzrosła zamykając tydzień zwyżką największą od lipca 2009 roku. I to właśnie wzrost rentowności obligacji (spadek ceny) w połączeniu z układem technicznym (przełamanie ważnego oporu) dawało napęd rynkowi akcji. Po prostu nadal kapitały z obligacji przechodziły w akcje. Pomagało nieco to, że General Electric podniósł wysokość dywidendy. Po początkowych wahaniach indeksy ruszyły na północ i rosły stale i systematycznie. Grudniowe „window dressing”, czy jak ktoś może chcieć nazwać rajd św. Mikołaja jest w pełnej krasie. Niepokoi tylko ciągle to, że obserwowany przeze mnie wskaźniku nastrojów jest na ponad rocznym maksimum.

Piątkowa sesja na GPW od początku zanosiła się na nudną i rzeczywiście taką była. Po nieco wyższym od czwartkowego otwarciu WIG20 spadł i zaczął oscylować (w bardzo wąskim paśmie) wokół poziomu czwartkowego zamknięcia. Martwić mógł jednak spadek cen akcji średnich spółek (MWIG40). Przed pobudką w USA również u nas widać było niewielki wzrost optymizmu, który trwał jednak bardzo krótko. Sesja zakończyła się neutralnie, a obrót był mały. Spokojnie możemy o niej zapomnieć.

Czy porozumienie rządu z KE w sprawie odliczenie składek do OFE będzie miało wpływ na rynkowe nastroje? Po pierwsze nie jestem przekonany, czy telefoniczna rozmowa miedzy premierem i szefem KE rzeczywiście oznacza zgodę całej KE. Nie ma tam, w Komisji Europejskiej, przecież dyktatury. Nie wiemy też ile i jak będzie odliczane. Dowiemy się w kwietniu. Załóżmy jednak, że decyzja ma mocne podstawy, a odliczane będzie 60 lub 100 procent składek przekazywanych do OFE (60 procent to obligacje).

Reklama

W takim przypadku to jest dobra informacja dlatego, że procedura nadmiernego deficytu będzie przez Komisję Europejską wszczynana od wyższego poziomu (liczonego tak jak teraz) deficytu. Poza tym, jeśli będziemy chcieli wejść do strefy euro to bariera 60 proc. zadłużenia nie będzie przeszkodą. Są to więc plusy niejako zewnętrzne. Jeśli jednak nic się nie zmieni (np. nie zostaną wprowadzone obligacje emerytalne) to poziom potrzeb pożyczkowych pozostanie taki sam, więc dla spekulantów nic się nie zmieni. O tym rząd jednak doskonale wie, więc zapewne tę sprawę załatwi. Jeśli potrzeby pożyczkowe zmniejszą się to i presja na podwyżkę stóp się zmniejszy, co może nieco złotemu szkodzić.

Najbardziej martwi mnie to, że chęć reformowania systemu emerytalnego rozejdzie się po kościach. Rozgrywkę wygrają zwolennicy zmian á la Michał Boni, a w OFE i ich obrońcy mogą już pić szampana. Tylko przyszli emeryci za kilka lat za to zapłacą. Teraz jednak rynek odbierze to tak: zagrożenie znikło, a jeśli w życie wejdą reformy Boniego to OFE będą mogły zapełniać portfele w subfunduszu A nawet w 75-85 procentach akcjami. Jeśli byli inwestorzy obawiający się kupowania akcji z powodu zagrożenia reformą systemu emerytalnego to ich obawy znikły, co będzie plusem dla bieżącej koniunktury.