Dzisiaj świat żył weekendowymi informacjami zza Wielkiego Muru, a raczej ich brakiem. Jeszcze w piątek niezwykle realna wydawała się podwyżka stóp procentowych, ale do niej nie doszło. Parkiet w Szanghaju oszalał z radości, a w ślad nim zwyżki przełożyły się na inne parkiety. Problem wyższego kosztu pieniądza jednak pozostał, z tym, że odłożony został na przyszły rok. Opublikowane dane wskazują bowiem, że gospodarka chińska nadal szybko się rozwija, a inflacja na poziomie 5,1 proc. jest zdecydowanie zbyt wysoka.

Teoretycznie naszemu rynkowi pomagać powinna informacja, że Komisja Europejska zgodziła się uwzględnić koszty reformy emerytalnej w sposobie liczenia długu. To oddala możliwość radykalnych reform II filara, czyli dużego gracza na GPW. Problem jednak jest taki, że jak na razie na nasze postulaty zgodził się tylko przewodniczący Komisji i tak naprawdę nie wiadomo jeszcze na co konkretnie się zgodził. Najwidoczniej rynki na takie porozumienie palcem po wodzie pisane nie zdecydowały się pozytywnie zareagować.

Tym niemniej inne parkiety ochoczo się zieleniły, ale ten optymizm po raz kolejny nie udzielił się warszawskim inwestorom. Być może WIG20 nie chce uczestniczyć w szaleńczym rajdzie, który w tym momencie ma już tylko podstawy spekulacyjne. Warto bowiem zobaczyć, że zaangażowanie funduszy hedgingowych wraz z innymi spekulantami na rynku surowców jest większe niż na szczycie surowcowej hossy w 2008 roku. Rynki są rozgrzane do czerwoności i aż prosi się o korektę, na którą nasi inwestorzy być może już czekają. Z drugiej strony inwestorzy zagraniczni najwidoczniej odpuścili sobie nasz region i przez to brakuje kapitału by wywindować indeksy na północ. Węgierski BUX dzisiaj również być słaby.

Faktem pozostaje więc słabość naszego parkietu i jego niechęć wybicia się ze strefy oporu okolic 2780 pkt. Każdy kolejny dzień bezproduktywnego marazmu oddala możliwość zdobycia nowych rekordów hossy, a zwiększa możliwość odejścia od obecnych poziomów na południe. Ciężko jednak sobie wyobrazić przecenę w ostatnie dni tego roku. Wiązałoby się to bowiem z mniejszymi premiami rocznymi.

Reklama

Na rynku walutowym nastroje były dobre. Euro się konsekwentnie umacniało, a w ślad za nim drożał też złoty. Bez echa odbiły się dzisiejsze dane o saldzie na rachunku bieżącym, ale po pierwsze nasze krajowe dane przeważnie wpływu na rynek nie mają, a po drugie sama publikacja na poziomie -1,1 mld euro nie odbiegała od prognoz.