Im bliżej końcówki roku, tym gorzej. Mowa o prywatyzacyjnych dokonaniach Ministerstwa Skarbu. Aleksander Grad niewątpliwie zanotował sukcesy, w tym jeden gigantyczny – rozwiązanie sporu wokół PZU i wprowadzenie tej spółki na giełdę. W urzędzie antymonopolowym utknęła jednak sprawa kupna przez państwowego giganta energetycznego PGE równie państwowej Energi.
I pewnie w tym roku transakcja nie zostanie sfinalizowana, co oznacza ni mniej, ni więcej, że zaplanowanych wpływów nie będzie. Czyli kolejny kłopot po burzy, jaką wywołał sam pomysł mechanizmu prywatyzacji polegającej na kupnie państwowej firmy przez inną państwową spółkę. Na to nałożyły się, nazwijmy to, próby nacisku przez rząd na szefową UOKiK, by transakcję zatwierdziła szybko i sprawnie.
Natomiast największą tegoroczną porażką Ministerstwa Skarbu jest to, co wydarzyło się wokół sprzedaży kontrolnego pakietu akcji innej firmy energetycznej – poznańskiej Enei. Tutaj zawiodło w zasadzie wszystko: Enea niesprzedana, pieniędzy w związku z tym nie ma, a resort poruszał się na granicy kompromitacji. W dodatku żeby bałagan był pełny, wczoraj gruchnęła wieść, że Ministerstwo Skarbu przyznało wyłączność negocjacyjną francuskiemu koncernowi EdF.
Warto przypomnieć, że EdF już starał się o kupno Enei. Było to zaledwie kilka miesięcy temu, podczas poprzedniego podejścia do sprzedaży akcji poznańskiej spółki. I Francuzi odpadli jako jedni z pierwszych. Resort skarbu dalej prowadził negocjacje, aż w końcu zostali dwaj gracze – Francuzi z innego koncernu GdF oraz firma Jana Kulczyka. Do finału dotarł sam Kulczyk, z którym resort zerwał negocjacje bez słowa wyjaśnienia. I wszystko zaczęło się od nowa.
Reklama
W tej zabawie Ministerstwa Skarbu ważne było to, że obaj inwestorzy do sprawy podeszli poważnie. Było jasne, co z Eneą chce zrobić Kulczyk, a co GdF. Co zrobi EdF, tego nie wiadomo. Zarówno firma, jak i resort zachowują szlachetne milczenie względem tego, czy zachęcili się do wyłącznych negocjacji.
Trzeba jednak pamiętać, że EdF jest firmą, w której większość udziałów ma państwo francuskie. Mamy więc sytuację, że szanse na kupno polskiej państwowej ma państwowa firma francuska. Szczerze mówiąc, wolałbym już, żeby była to nawet na przykład nasza państwowa PGE, jak w przypadku Energi.
Dlaczego? Rząd francuski kupi rynek, stanie się właścicielem pokaźnej części polskiego sektora energetycznego – blisko 10 proc. produkcji i blisko 20 proc. dystrybucji prądu. Jeżeli potwierdzą się natomiast nieoficjalne informacje, że EdF będzie poważnym partnerem przy budowie elektrowni jądrowej, to udziały rządu francuskiego w produkcji energii w Polsce sięgną już kilkudziesięciu procent. Dokąd zatem poprowadzisz nas, Francjo?