Dzięki jego talentowi brazylijska firma produkująca samoloty zaczęła potężnie zarabiać. – Zawsze byłem przekonany, że możemy rywalizować z największymi. Trzeba tylko zacząć działać. Więc zakasałem rękawy i wziąłem się do roboty – opowiada Frederico Fleury Curado.
Do jego największych sukcesów należy postawienie na produkcję samolotów średniego zasięgu. Tam zobaczył szansę wykrojenia dla swojej firmy sporego kawałka z lukratywnego rynku, jakim jest pasażerski rynek lotniczy.
Nie przeliczył się. Embraer podał właśnie, że w ubiegłym roku sprzedał 101 samolotów pasażerskich i 145 biznesowych, a zysk przekroczył 341 mln dolarów. A przecież nad rynkiem lotniczym wciąż jeszcze wisi cień kryzysu.
Reklama
Perspektywy na ten rok są dla Embraera jeszcze lepsze – mają dorównywać wynikom sprzed załamania gospodarczego: zapowiada się zarobek co najmniej 420 mln dolarów.

Trudna prywatyzacja

Dobra kondycja brazylijskiego producenta to zasługa 48-letniego Curado. W koncernie pracuje od ponad ćwierć wieku – zna go od podszewki. Uznanie w oczach rady nadzorczej zyskał działaniami w połowie lat 90. ubiegłego wieku, gdy firma – będącą wówczas własnością państwa – została zmuszona do prywatyzacji.
Końcówka XX wieku była dla Embraera trudna: pozostające na budżetowym garnuszku przedsiębiorstwo, produkujące przede wszystkim samoloty dla wojska i nieśmiało debiutujące na rynku cywilnym, nigdy nie miało dość pieniędzy, zaś rząd nie miał już środków na jej utrzymywanie. Postanowił więc rzucić ją na giełdę. Stało się to w 1994 roku – kilka następnych lat było nieustanną batalią o uchronienie się przed bankructwem.
Curado był wówczas szefem pionu odpowiadającego za rozwój nowych projektów. To wtedy powstały plany stworzenia samolotów średniego zasięgu. Moment był idealny, bo dominujące na rynku Airbus i Boeing zapowiedziały budowę gigantów nowej generacji. Efektem tamtych decyzji było powstanie całej rodziny samolotów: Embraer 170, 175 (kilkanaście maszyn tego typu lata w barwach LOT-u), 190 oraz 195.

Czas na wojsko

Gdy Curado został w 2007 r. prezesem koncernu zatrudniającego 17 tys. pracowników, jeszcze więcej pieniędzy przeznaczył na rozwój nowych projektów. Lubi chwalić się, że nawet kryzys nie zmusił go do obcięcia funduszu pionu rozwoju. To rocznie ok. 350 mln dol. – Niby dlaczego miałbym to robić? Jak długo może potrwać kryzys? Wszystkie nasze programy są wieloletnie – mówi o swojej strategii.
Teraz postanowił powrócić do korzeni i mocniej zaangażować się w walkę o intratne kontrakty wojskowe. Doświadczenia zarówno Airbusa, jak i Boeinga pokazują, że resorty obrony są bardzo dobrymi klientami.
W swojej ofercie Embraer ma już lekką szkoleniową maszynę Super Tucano.
Jeszcze w 2007 r. powstał projekt opracowania samolotu transportowego o kodowej nazwie KC-390. Ma wejść do produkcji w 2015 r. i rywalizować ze słynnym, ale ogromnie już wysłużonym C-130 Hercules.
Curado dał projektowi priorytet. – Widzę zbyt dla co najmniej 700 takich maszyn – mówił w jednym z wywiadów. Ponownie zakasał rękawy i wziął się do roboty. Już odwiedził kilka państw Ameryki Południowej i Azji Południowo-Wschodniej w poszukiwaniu potencjalnych klientów.