Mimo podwyżki stóp procentowych w Chinach, indeksy w Szanghaju i Hong Kongu wzrosły dziś rano. Rynki w Europie pozostaną jednak uśpione przed decyzją ECB. Optymizm Warszawy może zostać skorygowany.

Wczorajsza sesja w USA zakończyła się remisem mimo początkowej zwyżki indeksów, inwestorzy zignorowali bowiem decyzję o podwyżce stóp dokonanej przez Bank Ludowy Chin (czwartej z kolei) i słabszy odczyt indeksu ISM dla sektora usług. Tym co ich zaniepokoiło (ale nie wystraszyło) był odczyt protokołu z posiedzenia FOMC (Komitetu Otwartego Rynku, odpowiednik naszej RPP), który wskazał na jaskrawe podziały wewnątrz tego ciała. Wyraźniejszą niż na Wall Street reakcję widać było na rynku obligacji, gdzie rentowność 10-latek wzrosła do najwyższego poziomu od 4 tygodni, ponieważ rynek obawia się, że program QE nie będzie kontynuowany. Do rekordowego poziomu wzrosły także ceny złota z powodu tych samych obaw.

Sesje w Azji dały mieszane wyniki. SCI wzrósł o 1 proc. (8:30), a Hang Seng o 0,3 proc. mimo decyzji BLCh. Ale trzeba tu pamiętać, że chińskie giełdy nie pracowały przez ostatnie dwa dni, zatem dzisiejsza sesja nie jest tylko prostą reakcją na zacieśnienie polityki monetarnej, ale także próbą nadgonienia dwóch poprzednich sesji. Zaś początek tygodnia przyniósł informacje korzystne dla chińskiej gospodarki, ponieważ inwestorzy mogą mieć nadzieję, że chińscy eksporterzy wypchną z rynku japońskich producentów, którzy mają wciąż duże problemy z przywróceniem produkcji. Kospi spadł dziś o 0,2 proc., a Nikkei o 0,3 proc. przy wyraźnie słabszej końcówce notowań (zresztą w Szanghaju i Hong Kongu sprzedający także przeważali w ostatnich minutach handlu).

Nastroje w Europie nie mogą być więc dobre, ale prawdopodobnie czeka nas mniej lub bardziej udana kopia wczorajszej sesji, kiedy przeważały niewielkie zmiany indeksów. Rynki czekają na nowy impuls w postaci decyzji ECB i Banku Anglii, a jeszcze bardziej na konferencje po podjęciu decyzji, które są już uwzględnione w cenach (EURIBOR rósł w ostatnim czasie).

Reklama

W Warszawie sesja może zacząć się od spadku, który skorygowałby śmiałość WIG20 w ostatnich minutach wczorajszych notowań. Kiedy my notowania kończyliśmy indeksy na Wall Street jeszcze rosły, więc samo zakończenie notowań w USA wystarczy do niewielkiego spadku u nas na otwarciu. Warto też pamiętać, że mimo bliskości rekordu hossy S&P nie zaatakował go, co może być odebrane jako przejaw rysującej się słabości rynku akcji w Stanach i może budzić zaniepokojenie także w Warszawie. Z pozytywnych informacji możemy wyłowić wypowiedź ministra skarbu, który powiedział, że "raczej nie sprzeda PGE", co - jeśli dać wiarę tym słowom - oddala widmo podaży akcji koncernu ze strony MSP, czego obawiano się w ostatnich dniach (po fiasku prywatyzacji Enei).

Nadal też ogólny klimat może sprzyjać inwestycjom w akcje, przy założeniu, że kapitał, który właśnie ewakuuje się z rynków obligacji, trafi na giełdowe parkiety. Obawy może wzbudzać podział w Fed, ponieważ może on przynieść podwyżki stóp w Stanach przed końcem roku, które nie są jeszcze wliczane w ceny akcji.