W czwartek wiele się wyjaśniło. Przynajmniej w kwestii stóp w strefie euro i sytuacji w Portugalii. Słaba reakcja rynków może jednak wynikać z niepewności o zasadniczym znaczeniu. Co i kiedy zrobi Fed.

Czwartkowa sesja w Warszawie przebiegała pod znakiem korygowania zwyżki ze środy. Ale na fixingu znów stał się cud i całe korygowanie zostało zniweczone. Zniżkujący przez cały dzień indeks blue chipów skoczył o 0,03 proc. Trudno powiedzieć, czy to dobry znak przed dzisiejszymi notowaniami. Można jedynie zauważyć, że w końcówce wczorajszej sesji podobnej siły nabrały indeksy w Budapeszcie i Stambule, które pospołu z naszym wskaźnikiem tak ładnie rosły w środę i wspólnie z nim chorowały przez większą część czwartku na ogólne osłabienie. Może więc odważny kapitał jeszcze raz zdecyduje się złożyć zlecenia i u nas. Zaledwie kilkadziesiąt punktów wyżej czeka kolejny magiczny poziom 3000 punktów.

Indeksy na Wall Street pełzały wczoraj piątą już sesję z rzędu w pobliżu niedawnego szczytu. Wygląda na to, że byki bardzo chciałyby się do niego dobrać, by otworzyć sobie drogę do jeszcze jednego rajdu przed prawdopodobnym majowym ochłodzeniem. Chciałyby, ale przeszkód jest zbyt wiele. I to na tyle poważnych, że dane o niewielkim spadku liczby nowych bezrobotnych, jakie w czwartek ogłoszono, nie zrobił żadnego wrażenia. Indeksy zaczęły w okolicach środowego zamknięcia i tylko przez pierwsze pół godziny zdołały wspiąć się nieco wyżej, czyli o 0,25 proc. Później było tylko gorzej. Jednak to nie podwyżka stóp w strefie euro, ani przyznanie się Portugalii do bezsilności w zmaganiach z zadłużeniem, ale kolejne wstrząsy w Japonii na moment zepchnęły S&P500 do 1326 punktów, a więc o 12 punktów od lokalnego czwartkowego szczytu. W drugiej części dnia nastroje się nieco poprawiły, ale nad kreskę wyjść się nie udało. Ostatecznie indeksy zniżkowały zgodnie po 0,15 proc. Mogłoby pewnie być lepiej, po wypowiedzi Sandry Pianalto, szefowej Fed z Clevland, która przypomniała o istnieniu frakcji gołębi w tym gremium, która żadnej inflacji się nie boi i polityki zmieniać nie zamierza. Ale niepokój wzbudziła perspektywa przymusowego wysłania na urlop prawie miliona amerykańskich urzędników państwowych, bo opozycja blokuje prace nad budżetem, chcąc większych oszczędności.Ameryka się od tego nie zawali, ale inwestorzy mogli poczuć się nieswojo.

W Azji dziś na parkietach przeważały wzrosty, ale skala zmian nie przekraczała kilku dziesiątych procent. Wyjątkiem był Nikkei, który rósł o 2 proc. Kontrakty terminowe na amerykańskie indeksy szły w górę po 0,15 proc. Danych makroekonomicznych dziś niewiele, ale inwestorzy mają sporo już znanych informacji do interpretowania. Przełomu i dużych zmian dziś nie należy się spodziewać.

Reklama