W USA piątkowa sesja była na rynku akcji znowu, tak jak wszystkie w tym tygodniu, sesją wyczekiwania. Pod jej koniec droga ropa zaczęła jednak pomagać niedźwiedziom. Na innych, poza akcjami, rynkach sporo się jednak działo.



Rynek akcji usiłował na początku sesji pokonać opory, z którymi walczył przez cały tydzień, ale wzrosty ceny ropy mu na to nie pozwoliły. Owszem, drożały spółki surowcowe, ale taniały akcje związane z transportem (szczególnie akcje linii lotniczych najbardziej zależne od ceny ropy) oraz akcje w sektorach zależnych od popytu konsumpcyjnego, bo drogie paliwa i energia działa tak jak podatek – zmniejsza ilość pieniędzy, które można wydać na inne cele.

Nic dziwnego, że indeksy się osuwały. Dodatkowo pomogła niedźwiedziom informacja mówiąca o tym, że Toyota zawiesza produkcję we wszystkich swoich fabrykach w Ameryce Północnej w pięciu wyspecyfikowanych dniach kwietnia po to, żeby oszczędzić części do produkcji. Wynikało z tego, że dostawy z Japonii są niepewne, a jeśli tak, to i inne firmy mogą mieć problemy. Nadal też szkodził brak porozumienia w sprawie budżetu. W tej sytuacji, kiedy dodatkowo indeksy od kilku dni nie były w stanie pokonać oporów technicznych, rozsądne było zrealizowanie części zysków. Spadek (zresztą pod koniec sesji mocno zredukowany) umocnił opory. Teraz pozostało już tylko czekać na wyniki kwartalne spółek.

Reklama

GPW rozpoczęła piątkową sesję od niewielkiego wzrostu indeksów. Nasz rynek nie musiał odrabiać strat tak, jak robiły to inne giełdy europejskie i stąd wzrost indeksu WIG20 był niewielki. Liderami były spółki surowcowe. Słabsze były banki. Wielkiej chęci do prowadzenia indeksów na północ jednak nie było. Wyglądało to tak, jakby nasz rynek bał się drogiej ropy i wołał poczekać na to, co zrobią Amerykanie. Nic dziwnego, że indeks spadł w okolice czwartkowego zamknięcia i tam czekał na rozwój sytuacji.

Była nawet nieśmiała próba ruszenia indeksami, ale skończyła się zdecydowaną kontrą podaży, po której WIG20 wrócił znowu do poziomu z czwartku. Tak bujaliśmy się do godziny 16.00, od kiedy to, pod wpływem indeksów amerykańskich, podaż zdobywała z każdą minutą większą przewagę. Tylko dzięki fixingowi sesja nie zakończyła się spadkiem większym niż końcowe 0,87 proc. Sesja była zdecydowanie „niedźwiedzia”, ale nie zmienia to w najmniejszym stopniu układu technicznego. Nadal obowiązują sygnały kupna, a ich załamanie nastąpiłoby dopiero po przełamaniu poziomu 2.820 pkt.