Po tygodniach ignorowania wielu istotnych czynników i pozycjonowania się pod sezon wyników kwartalnych ceny akcji na Wall Street znalazły poziom równowagi. Licząc piątek do piątku kosmetycznym plusem może pochwalić się tylko DJIA, gdy S&P500 i Nasdaq Composite zanotowały spadki niewiele większe od 0,3 procent.

Sam fakt, iż o przecenie w skali tygodnia zadecydowały sesje piątkowe nie pozwala budować na bazie wyniku poważniejszych tez, niemniej trudno nie odnotować kilku faktów.

Po dwóch tygodniach zwyżek przy niskim obrocie i zbliżeniu się indeksów do szczytów w trendach podaż pojawiła się tam, gdzie należało jej oczekiwać. Niski wolumen sygnalizował, iż wystarczy impuls, by w rejonie technicznych oporów sprzedający zyskali przewagę niepozwalającą bykom na symboliczne wypchnięcie DJIA, S&P500 i Nasdaqa Composite powyżej lutowych szczytów. Sprzedających wspomogły drożejące surowce oraz zamieszanie wokół budżetu, które groziło zamrożeniem działania administracji federalnej. Zadanie ułatwiała chęć realizacji zysków na progu sezonu wyników kwartalnych, który niesie tyle samo wątpliwości, co nadziei na pozytywne zaskoczenia.

Wprawdzie wedle prognoz zyski spółek skupionych w indeksie S&P500 mają wzrosnąć średnio o 12,3 procent, ale starczy przypomnieć poprzedni sezon wyników, by jasne stało się, iż dziś liczy się nie tylko wzrost zysków, ale również wzrost przychodów i marż oraz obietnica poprawy na tych polach w przyszłości. Już dziś wiadomo, że drożejące paliwa i mniej pieniędzy w portfelach konsumentów oraz wzrost cen surowców dają mieszankę, w której przyszło operować spółkom w I kwartale i – wysoce prawdopodobne – przyjdzie w kolejnych dwóch kwartałach. Sam ten fakt zapowiada nerwowe reakcje na publikowane raporty i wzrost zmienności, której ostatnio było czytelnie mniej.

Reklama

Lepiej radziły sobie rynki europejskie, którym pomagały nadzieje na zakończenie spekulacji na temat kolejnych państw na ścieżce do upadku. Pomoc dla Portugalii wydaje się być ostatnią częścią dramatu w trzech aktach, która wcześniej rzuciła w objęcia Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej rządy grecki i irlandzki. Większość komentatorów wydaje się być zgodna, iż Hiszpania poradzi sobie z kryzysem sama a notowania hiszpańskich obligacji wskazują, iż – przynajmniej w minionym tygodniu – presja ze strony runku długu i CDS-ów nie przeniosła się na kolejną kostkę domina.

Patrząc w bliską przyszłość nie może być wątpliwości, iż kolejne kilkanaście sesji zostanie zdominowane przez publikowane w USA raporty kwartalne spółek. Proste wyliczenie kilku firm, które raportują w nowym tygodniu – Alcoa, Google, Intel, JPMorgan Chase, Bank of America – wystarcza, by jasne stało się, iż uwaga rynku skieruje się na tak ważne sektory, jak bankowy, technologiczny czy surowcowy. Każda z tych spółek ma w sobie potencjał zdominowania sesji nie tylko w USA, ale na całym świecie.

Przeszłość podpowiada, iż na rynkach akcji będzie to czas szumu i - wysoce prawdopodobne – fałszywych sygnałów technicznych. Utrudni to ocenę kondycji rynków i najważniejszych indeksów, które znalazły się w zawieszeniu pomiędzy szczytami w trendach a dnami korekt wykreślonych po lutowo-marcowych falach spadkowych. W istocie z grona najpopularniejszych średnich tylko DJIA zdołał naruszyć lutowe maksima. W przypadku S&P500, Nasdaqa Composite, Nasdaqa100 czy europejskich średnich (niemiecki DAX, paryski CAC-40, londyński FTSE100) lutowe opory pozostały silne i aktualne.