Od kilku kwartałów zasada interpretowania wyników spółek przez amerykańskich inwestorów była czytelna. Cieszono się wszystkim i wszystko brano za dobrą monetę. Tym razem jest inaczej. Alcoa i JP Morgan to pierwsze tego oznaki.

W środę na głównych giełdach europejskich niemal od rana przeważała chęć odreagowania dwudniowych spadków i powstrzymania korekty. Ta przewaga chęci zaczęła się dość wcześnie, nie miała więc zbytniego uzasadnienia fundamentalnego. Dynamika produkcji przemysłowej w strefie euro okazała się niższa niż się spodziewano. Bykom pomagały jedynie zwyżkujące przed południem kontrakty na amerykańskie indeksy, łudzące szansą na wzrosty na Wall Street. Później chęć wzmagały znacznie lepsze niż się spodziewano wyniki JP Morgan. Na Amerykanów wyniki drugiego pod względem wielkości amerykańskiego banku nie podziałały. Jego akcje przed sesja rosły o ponad 1 proc., ostatecznie jednak straciły 0,8 proc. Na domniemany entuzjazm Wall Street najbardziej dały się nabrać indeksy we Frankfurcie i Warszawie, zwyżkujące po ponad 1 proc.

Tymczasem za oceanem indeksy tylko w ciągu pierwszych kilkudziesięciu minut handlu trzymały się kilka dziesiątych procent nad kreską. Na koniec sesji Dow Jones i S&P500 popisały się wzrostem o zaledwie kilka setnych procent, a i ten dość skromny dorobek byki musiały wyszarpać ze sporym trudem. Wieczorem na nowojorskim parkiecie inwestorzy mieli zaś znacznie więcej powodów do zwyżki niż ich europejscy koledzy kilka godzin wcześniej. Z Beżowej Księgi Fed powiało optymizmem w kwestii poprawy w amerykańskiej gospodarce, a prezydent Barack Obama zapowiedział dalekosiężny plan ograniczenia gigantycznego deficytu budżetowego. Zakłada on zmniejszenie tego deficytu o 4 bln dolarów w ciągu 12 lat. Nie robi on więc wrażenia nadmiernie drastycznego. Zmartwi on trochę jedynie przywołanego przez Obamę jako przykład Warrena Buffeta, który wraz z gronem nieco mniej majętnych rodaków o rocznych dochodach przekraczających 250 tys. dolarów, straci ulgi podatkowe. Ale cięcia wydatków mogą dotknąć także najuboższych.

W każdym razie dziś rano i we Frankfurcie i w Warszawie inwestorzy będą musieli zmierzyć się z dysonansem między swoim wczorajszym sporym optymizmem a oziębłością Amerykanów. Kontrakty na amerykańskie indeksy notowane były na niewielkim plusie. Z parkietów azjatyckich także nie płynęły wyraźne impulsy. Zmiany indeksów były niewielkie z przewagą spadków. Dobrze poinformowane źródła donoszą o wzroście inflacji w Chinach do 5,4 proc. Na rynkach surowcowych czwartkowy poranek przyniósł uspokojenie wahań. Po południu w grze będą informacje o zasiłkach dla bezrobotnych i inflacji producentów za oceanem, a później wyniki kwartalne Google. Analitycy spodziewają się wzrostu przychodów o 25 proc.