Gwałtownie zmieniała się sytuacja na rynku walutowym. Kurs EUR/USD od rana spadał. Podstawowym powodem było to, że w Finlandii Partia Prawdziwych Finów dostała duże poparcie w wyborach. Podobne dostali też Socjaldemokraci. Obie partie są przeciwne pomocy dla Portugalii, a zgoda wszystkich krajów jest na to potrzebna. Nic dziwnego, że gracze (wreszcie) się wystraszyli. Potem okazało się, że grecka gazeta napisała, iż na początku kwietnia Grecja wystąpiła do MFW i EU o zrestrukturyzowanie długu (zapłacenie dużo mniej bankom za posiadane przez nich greckie obligacje). Informacja wyglądała na całkowicie nieprawdopodobną, więc nie dziwiło mnie wcale to, że bardzo szybko rząd grecki tę informację zdementował. Nie zmienia to postaci rzeczy, że Grecja za parę tygodni/miesięcy lub najpóźniej w przyszłym roku dług jednak zrestrukturyzuje.

>>> Czytaj też: Grecja się wali. Czy Polska dostanie rykoszetem?

W końcu gracze dowiedzieli się o obniżeniu przez agencję Standard&Poor’s do negatywnej perspektywy ratingu USA. Agencja uważa, że politycy mogą nie dojść do porozumienia w sprawie „zmniejszenia długoterminowej presji fiskalnej”. Taka decyzja oznacza, że prawdopodobieństwo obniżki ratingu długoterminowego USA w okresie najbliższych dwóch lat jest co najmniej 33 procentowe. Można powiedzieć, że niemożliwe stało się możliwe. Agencje ratingowe od czasu do czasu ostrzegały, że sytuacja finansów USA nie jest dobra, ale rynki traktowały te ostrzeżenia jako strachy na lachy. Decyzja S&P jest na razie tylko pogrożeniem palcem, ale w obecnej atmosferze podziałała jak kubeł zimnej wody wylany na głowy inwestorów.

Na rynku akcji raporty Citigroup i Halliburtona były (można powiedzieć, że oczywiście) lepsze od prognoz. Tym razem rynek zareagował „byczo”, bo ceny akcji tych spółek rosły, mimo tego, że szeroki rynek tracił. To był bardzo pozytywny sygnał. Owszem indeksy szybko spadły po około dwa procent, ale dość szybko zaczęły odrabiać straty. Amerykanie doszli (słusznie) do wniosku, że od decyzji S&P o obniżeniu perspektywy ratingu USA do obniżenia ratingu jest jeszcze niezwykle długa droga. Indeksy spadły po jeden procent, co nie jest żadnym dramatem. Korekta nadal jest kontynuowana, a prawdopodobieństwo podwójnego szczytu nieznacznie, wzrosło.

Reklama

GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję neutralnie. Po kilkunastu minutach indeksy na innych giełdach europejskich zanurkowały po poinformowaniu przez agencje o publikacji greckiej gazety twierdzącej, ze Grecja chce zrestrukturyzować dług. Nasz rynek osunął się kosmetycznie. Gracze słusznie zakładali, że za chwilę pojawi się dementi rządu greckiego (tak się też stało). Rynek wszedł w fazę marazmu, mimo tego, że indeksy europejskie mimo dementi nadal nurkowały. Nie dane nam było jednak doczekać w spokoju do końca sesji. Obniżenie przez agencję Standard&Poor’s perspektywy ratingu USA do negatywnej błyskawicznie sprowadziło indeks głęboko poniżej poziomu neutralnego. Spadek WIG20 o 1,5 procent na tle innych giełd nie wyglądał źle, ale pojawiły się już pierwsze sygnały sprzedaży.