GUS opublikował dziś dane, według których PKB w zeszłym roku wzrósł o 3,8 proc, deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł 7,9 proc. PKB, a dług publiczny liczony według unijnej metodologii ESA'95 - 55 proc. Oto, jak komentowali to czołowi polscy ekonomiści.

Ekonomista Centrum im. Adama Smitha - Andrzej Sadowski:

"Te dane pokazują, że nie wykorzystujemy w pełni swojego potencjału. Ten - na pewno nie najniższy - wzrost gospodarczy jest ciągle poniżej naszych możliwości, poniżej tego, co obserwowaliśmy przed kryzysem.

Dane dotyczące długu publicznego pokazują, że niebezpiecznie balansujemy na granicy, którą możemy w niedługim czasie przekroczyć. To bez znaczenia, że Unia Europejska ma inną metodologię niż polski rząd. To jest ze względu na nasze warunki niezwykle wysoki dług publiczny. Nie możemy liczyć - tak jak jest to w przypadku Grecji - na specjalne względy, czy też pomoc innych krajów Unii.

Reklama

Dlatego te dane wskazują na niewykorzystany potencjał, co wynika w dużej mierze z braku przeprowadzonych reform - z jednej strony tzw. reform odbiurokratyzowania gospodarki (...), a z drugiej strony jest też efektem braku przeprowadzenia w Polsce zmian reformujących finanse publiczne. Mamy wysoki poziom długu publicznego i na razie nie nie widać mechanizmu wychodzenia z tego długu."

Były minister spraw zagranicznych, b. członek Rady Polityki Pieniężnej - prof. Dariusz Rosati:

"Dane GUS są neutralne dla rynku, były takie oczekiwania. Analitycy spodziewali się deficytu być może odrobinę większego - 8 proc. A zatem 7,9 proc. właściwie nie odbiega od oczekiwań. Podobnie jeśli chodzi o wzrost PKB, te dane również nie są zaskoczeniem.

Jeśli chodzi o dane dotyczące długu, to oczywiście z punku widzenia ministra finansów, ważna jest definicja krajowa, bo inaczej wpadłby w pułap progów ostrożnościowych. 53 proc. to jest bezpieczny poziom i wszystko wygląda na to, że rząd zrealizuje program, który zapowiedział i będzie w stanie utrzymać deficyt poniżej 55 proc., w tym roku również".

Ekonomista banku Citi Handlowego - Piotr Kalisz:

"Dane są lepsze od naszych oczekiwań - spodziewaliśmy się deficytu na poziomie 8,1 proc. PKB i długu 55,1 proc. PKB, ale zgodne ze wstępnymi szacunkami Ministerstwa Finansów.

Nie są to dane, które na tyle odbiegałyby od jakichkolwiek oczekiwań, żeby powodować dużą zmianę scenariusza: deficyt w najbliższych latach będzie spadał; w tym roku ma szansę spaść poniżej 6 proc. Tymczasem Ministerstwo Finansów oczekuje 5,5 proc. - to osiągalny poziom.

Pytanie jednak, co będzie w 2012 roku. MF ma bardzo ambitne prognozy zejścia z deficytem poniżej 3 proc. PKB. Może to być jednak trudne do osiągnięcia z kilku powodów. M.in. dotychczas nie przedstawiono takich rozwiązań, które rzeczywiście sprowadziłyby deficyt do takiego poziomu. Po drugie mamy zbliżający się okres wyborczy, który zazwyczaj negatywnie wpływa na ograniczenie wydatków. Jeśli chodzi o dług publiczny, to wciąż jesteśmy po bezpiecznej stronie 60 proc. Dopiero gdybyśmy przekroczyli ten poziom, to byłoby jakieś zagrożenie.

Z punktu widzenia rynków dane są neutralne"

Ekonomista z banku ING - Grzegorz Ogonek:

"Wzrost gospodarczy w ubiegłym roku został potwierdzony na poziomie 3,8 proc., natomiast komponenty tego wzrostu pozwalają stwierdzić, że coś się jednak zmieniło. Przesunięty został ciężar wzrostu gospodarczego w stronę popytu wewnętrznego (w czwartym kwartale 2010 r. wpływ popytu krajowego na PKB wzrósł z szacowanych wcześniej 5,6 proc. do 6,3 proc. - PAP).

W zasadzie jest to dobry sygnał, bo na chwilę obecną cały czas mamy obawy o to, czy w skali globalnej koniunktura jest dobra, czy się nie załamie, czy ceny ropy jej nie podkopią. Widać, że Polska jest w stanie więcej wzrostu gospodarczego generować wewnętrznie.

W dół zostały natomiast zrewidowane dane dotyczące wpływu na PKB handlu zagranicznego (...). Pokazany jest mocniejszy import, a eksport nawet słabszy niż wcześniej to było szacowane. Handel zagraniczny obciąża nasz wzrost gospodarczy, ale gospodarka sama w sobie potrafi generować przyrost.

To co zobaczyliśmy jest pozytywnym sygnałem w sytuacji, gdy zastanawiamy się, ile wytrzyma nasz eksport, jak długo może pociągnąć polską gospodarkę, czy to się nie zmieni, gdy złoty się umocni. Aczkolwiek przesuwanie się w stronę konsumpcji publicznej może być trochę ryzykowne. Wkraczamy bowiem w fazę zacieśniania fiskalnego, w związku z tym nie będzie to silny stymulant do wzrostu.

Deficyt na poziomie 7,9 proc. PKB nie jest zaskoczeniem; wszyscy raczej żyją tym, ile uda się zrealizować z planów zacieśniania fiskalnego, które +zakontraktowaliśmy+ z Komisją Europejską. Dług doszedł do poziomu 55 proc. PKB - to liczba, która często się pojawia przy okazji długu, ale nie w tym kontekście. To miara ESA'95 (metodologia unijna - PAP), szersza niż wykorzystywana do lokalnych pomiarów zadłużenia, do których odnoszą się progi ostrożnościowe z ustawy o finansach publicznych czy konstytucji".

Dyrektor departamentu ekonomicznego PKPP Lewiatan - dr Jacek Adamski:

"Mamy jeden z najwyższych deficytów w Unii Europejskiej, znajdujemy się w grupie dziesięciu państw o największej nierównowadze fiskalnej. Jeśli zaś chodzi o relację długu publicznego do PKB to ogłoszone dane, według metodologii Eurostatu, są nadspodziewanie dobre. Komisja Europejska wcześniej prognozowała, że nasz dług publiczny osiągnie 55,5 proc. PKB.

Uzyskaliśmy 55 proc., ale to rezultat w mniejszym stopniu szybkiego wzrostu gospodarczego w III i IV kwartale ubiegłego roku, a w większym umacniania się złotego wobec euro, w tym dzięki interwencjom na rynku walutowym podejmowanym w grudniu przez Ministerstwo Finansów.

Wkrótce minister finansów ogłosi, jak wysoki był w 2010 roku dług publiczny w stosunku do PKB według polskiej metodologii. Należy się spodziewać, że może być nawet o 1,5-2 pkt proc. niższy niż ten podany dzisiaj przez GUS. W roku wyborczym nie grożą nam więc sankcje przewidziane w ustawie o finansach publicznych"