Przed laty lubił jazdę na motorze, surfował i jeździł na nartach. Od kilku lat poświęca się spokojniejszej grze w golfa. Ale Solaris Bus & Coach nadal mknie z prędkością światła.
W 2006 r. na targach branżowych w Hanowerze Krzysztof Olszewski wprawił w osłupienie europejską elitę transportową, ogłaszając koniec diesla i początek ery napędu elektrycznego. Od tego czasu w zaciszu biura konstrukcyjnego Solaris Bus & Coach w podpoznańskim Bolechowie trwa wytężona praca nad takim właśnie autobusem. Owoce poznamy już jesienią, gdy prototyp pojazdu ujrzy światło dzienne. Jeżeli się uda, Solaris znów wyprzedzi konkurencję. Tak jak przed laty, gdy jako jeden z pierwszych w Europie wprowadził do seryjnej produkcji autobus z napędem hybrydowym. Solaris Urbino 18 Hybrid zapoczątkował hybrydową rewolucję w europejskiej komunikacji miejskiej.
– Tradycyjne paliwa wyczerpią się wcześniej czy później. Rozwiązaniem są pojazdy elektryczne – wyjaśnia Krzysztof Olszewski. I kreśli wizję zmian w komunikacji miejskiej: po ulicach jeżdżą autobusy, które ładują akumulatory nie tylko w zajezdniach, ale nawet na przystankach.
Choć trzy lata temu wycofał się do rady nadzorczej, a funkcję prezesa objęła jego żona Solange, nikomu w firmie nawet przez myśl nie przejdzie, żeby mówić o nim inaczej niż prezes. – Jest osobą niezwykle charyzmatyczną, która potrafi swoją wizję zaszczepić innym. Dzięki temu firma nieustannie się rozwija, choćby poprzez konstruowanie nowych, innowacyjnych pojazdów – mówi Mateusz Figaszewski, rzecznik prasowy Solaris Bus & Coach.
Reklama
Nie tylko autobusów. Od roku w nowej fabryce firmy w Środzie Wielkopolskiej i Poznaniu budowane są tramwaje Tramino.
Krzysztof Olszewski otwarcie deklaruje, że na tym nie koniec planów Solarisa. Śladem największych gigantów rynku transportowego, takich jak Alstom, Siemens czy Bombardier, myśli już o budowie pojazdów metra. Kto wie, w przyszłości może również samolotów, a nawet rakiet kosmicznych. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, bo jest nie tylko menedżerem, ale też – a może przede wszystkim – inżynierem z krwi i kości. Jego zdolności techniczne są cenione zresztą nie tylko w Polsce, lecz także w całej Europie.
– Nie można mu wstawić żadnej ściemy. Przy tym jest otwarty na wszelkie sugestie – mówią o nim młodzi pracownicy z biura konstrukcyjnego Solarisa. Przesiaduje z inżynierami, bo jak twierdzi, innowacyjność musi być główną cechą polskiego producenta. Przez 15 lat istnienia Solaris skonstruował i wprowadził na rynek 34 modele autobusów miejskich i międzymiastowych, autobusów specjalnych oraz trolejbusów, a także tramwajów o różnych napędach i długościach.

Berlińskie doświadczenia

Już studiując na Politechnice Warszawskiej na kierunku budowa maszyn, wziął urlop dziekański, żeby uzyskać uprawnienia rzemieślnicze w dziedzinie mechaniki samochodowej. Za pieniądze zarobione przy pracy dorywczej w Szwecji w trakcie kolejnej dziekanki kupił z żoną Solange połowę warsztatu samochodowego w Warszawie.
Kto wie, czy na naprawie aut by się nie skończyło, gdyby nie zawirowania historyczne. W grudniu 1981 r. wyjechał do Berlina Zachodniego, żeby kupić części zamienne niezbędne do prowadzenia warsztatu. Tam zastał go stan wojenny. Postanowił nie wracać z Niemiec i zatrudnił się w berlińskiej fabryce firmy Gottlob Auwaerter. Dzięki swoim talentom – zaprojektował m.in. centralną instalację elektryczną znacznie usprawniającą obsługę serwisową autobusów – szybko awansował na dyrektora berlińskiego zakładu. Było to najwyższe stanowisko, jakie w tej firmie mogła osiągnąć osoba nienależąca do rodziny Auwaerterów.
Nie spoczął na laurach. W pierwszej połowie lat 90. powrócił do Polski, by założyć w Warszawie wspólnie z żoną przedstawicielstwo Neoplana (wcześniej Gottlob Auwaerter). Zanim zaczęli montować własne pojazdy, zajmowali się dystrybucją produktów niemieckiego koncernu w Polsce. To były szalone czasy. Olszewski w tygodniu wciąż kierował bowiem fabryką w Berlinie, a do Polski przyjeżdżał na weekendy. Produkty promował i sprzedawał, wykorzystując autobus miejski pełniący rolę pojazdu okazowego i biura.
W 1995 r. wygrał zamówienie na 72 autobusy dla MPK Poznań. Warunkiem był ich montaż w Poznaniu lub okolicach. W marcu 1996 r. w podpoznańskim Bolechowie ruszyła produkcja. Rozwój firmy był imponujący. Do końca roku fabrykę opuściło 56 pojazdów, które trafiły do Poznania i Lublina. Niewiele miesięcy później autobusy z fabryki Solange i Krzysztofa Olszewskich jeździły już w Gdańsku, Kołobrzegu, Koszalinie, Krakowie, Legnicy, Pile, Radomiu, Wałbrzychu oraz Warszawie, a w 2000 r. grono odbiorców autobusów z wizerunkiem zielonego jamnika powiększyło się o pierwszych zagranicznych klientów. Premierowe eksportowe solarisy trafiły do Ostrawy, prywatnego przedsiębiorstwa Abus z Berlina oraz do słowackich Koszyc. Dziś autobusy Solaris można spotkać w ponad 300 miastach i 23 państwach, gdzie jeździ ich już blisko 8 tys.
Kto zna Olszewskiego, nie dziwi się, że przez piętnaście lat uczynił z Solarisa jednego z największych w Europie producentów pojazdów, zatrudniającego ponad 2 tys. osób i wytwarzającego 1,2 tys. egzemplarzy rocznie.

Motoryzacyjna pustynia

Od zawsze szukał okazji tam, gdzie trudno byłoby liczyć na sukces. Często powtarza anegdotę o dwóch handlarzach butami, którzy trafiają na pustynię. Pesymista twierdzi, że nie ma szans na sprzedanie choćby jednej pary, bo w tym klimacie nikt nie chodzi w butach. Jednak optymista przyjmuje tę niedogodność za dobrą monetę, bo to znaczy, że rynek jest dziewiczy. Od anegdoty niedaleko do rzeczywistości. Dziś solarisy jeżdżą nawet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Według ekspertów rynku motoryzacyjnego atutem firmy stworzonej przez Olszewskiego jest jej rodzinny charakter. Jak twierdzą, odbiorcy cenią sobie nie tylko jakość produktów, lecz także osobiste relacje z członkami zarządu firmy.
– Działalności pana Krzysztofa nie można oddzielać od jego żony Solange. Dzięki ich wspólnym wysiłkom Solaris stał się liczącym się graczem w sektorze autobusowym. Oboje udowodnili, że można w Polsce produkować autobusy oparte na polskiej myśli, na wysokim poziomie za konkurencyjną cenę – mówi Rafał Orłowski, szef AutomotiveSuppliers.pl, firmy monitorującej krajowy rynek motoryzacyjny.
Olszewski przyznaje, że Solange odegrała niebagatelną rolę w jego karierze. Na początku w Niemczech było mu trudno związać koniec z końcem. Ciężko było też, gdy rozkręcał interes w Polsce. Praca pochłaniała go bez reszty, a w domu tylko spał. – Dla rodziny zostawała tylko niedziela i wakacje, a i tak nie zawsze – wspomina Olszewski. Solange rozumiała, że wyrzeczenia i kompromisy są konieczne. Zamiast ciosać mu kołki na głowie, wspierała. Dziś to ona zarządza Solarisem. – Wycofałem się do rady nadzorczej, żeby dać miejsce innym – przyznaje Olszewski.
Ma nadzieję, że także Solange nie przywiąże się zbytnio do obecnej funkcji i w końcu odejdą na zasłużoną emeryturę. – Oboje jesteśmy po sześćdziesiątce. Zmiana warty jest absolutną koniecznością. Mam nadzieję, że żona to rozumie – żartuje Olszewski.
Jak twierdzi, na emeryturze poświęci się grze w golfa, ale wciąż będzie patrzył na firmę z fotela przewodniczącego rady nadzorczej i pilnował projektu autobusu elektrycznego. – Potrzeby społeczeństwa w zakresie mobilności rosną. Jest więc jeszcze sporo do zrobienia – mówi.
ikona lupy />
Krzysztof Olszewski Fot. Solaris / Forsal.pl
ikona lupy />
Autobus Solaris BHNS w Paryżu. Fot. materiały prasowe / Forsal.pl