Państwa, gdzie większość obywateli polega na własnej pracy, a nie na świadczeniach socjalnych. Gdzie najwięcej miejsc pracy przybywa w prywatnym sektorze – tam gdzie powstaje dobrobyt, a nie w urzędach, gdzie jest trwoniony. Gdzie emeryturę otrzymują ludzie w zasłudze za ciężką pracę, a nie za przynależność do cwaniackich układów branżowych pozwalających na przedwczesne świadczenia. Gdzie przedsiębiorcy polegają na własnej kreatywności, a nie na sztuce manipulowania podaniami o dotacje unijne czy lawirowania między ulgami podatkowymi.
Jakoś nie ma na horyzoncie odważnego, który w obronie dzieci ściągnąłby białą flagę z budynku szkoły okupowanego przez Kartę nauczyciela, flagę KRUS-u, flagę specjalnych przywilejów dla sędziów, prokuratorów. Tak fajnie gawędzi się o innowacyjności, ale nie ma ani jednej partii, która miałaby realny program wyprowadzenia administracji z XIX-wiecznego kręgu papierowych podań i stempelków.
Żadna z partii nie ma odwagi zatknąć flagi – koniec z prześladowaniem przedsiębiorców. Przeciwnie, PiS zatyka już swoją piracką flagę nękania układów możnych. Program PO jeszcze się pisze, ale jak przyznają jej działacze, równie dobrze może się nie pisać, bo i tak wiemy, czego się po nim spodziewać. Albo raczej czego mamy się nie spodziewać – prywatyzacji energetyki, redukcji administracji, lepszych notowań Polski w rankingach przyjazności dla przedsiębiorców. Nie ma już też mowy o podatku liniowym. Przeciwnie, PiS zapowiada wyższe podatki i tym samym dalszą pauperyzację klasy ludzi przedsiębiorczych. Kto dla nich zatknie flagę?