Zmienność na parkietach pozostaje olbrzymia. Długoterminowi inwestorzy albo opuścili już rynek lub sparaliżowani ostatnimi wydarzeniami nie wiedzą co mają czynić. Ruchy indeksów generowane są więc przez krótkoterminowych graczy niesłychanie wrażliwych na wszelkie informacje i motywowanych szybkim zyskiem.

Na rynku ścierają się dwie siły

Dzisiaj na rynku ścierały się dwie siły. Jedna z nich kazała akcje kupować by skorzystać na wzroście ich cen po coraz bardziej prawdopodobnym dalszym łagodzeniu polityki fiskalnej oraz monetarnej w USA. Druga kazała je sprzedawać w oczekiwaniu na pogłębiające się spowolnienie gospodarcze, o czym przypomniały rewizje prognoz przez OECD oraz EBC. Spróbujmy bliżej się przyjrzeć wspomnianym czynnikom.

Oczekiwania na łagodzenie polityki pieniężnej oraz fiskalnej w USA

Otóż wczoraj wieczorem opublikowana została Beżowa Księga, czyli raport o stanie amerykańskiej gospodarki cyklicznie sporządzany przed spotkaniem Komitetu Otwartego Rynku. Wskazał on na powolny wzrost gospodarczy, w kilku przebadanych regionach odnotowano jego spowolnienie. Wiele nowego do obrazu sytuacji ona więc nie wniosła, ale słowa Charlesa Evansa, członka oddziału Rezerwy Federalnej w Chicago, nieco wpłynęły na oczekiwania inwestorów. Powiedział on o potrzebie dalszego luzowania polityki pieniężnej by wspierać słaby rynek pracy, nawet kosztem podwyższonej inflacji. Dzisiaj oczekuje się, że Ben Bernanke w swoim przemówieniu również zacznie coraz bardziej skłaniać się ku dalszej stymulacji gospodarki. Krótko po prezesie Fed przemawiać ma prezydent Obama, który z kolei ogłosi pakiet pomocowy dla rynku pracy. Owa prezydencka pomoc najprawdopodobniej rozbije się o polityczne rafy koralowe, szczególnie w Izbie Reprezentantów, ale jak to się ostatnio często na rynku mówi – w krótkim terminie „jest pod co grać”.

Reklama

Ciężko jednak będzie zatrzymać postępujące spowolnienie gospodarcze

Inwestorzy zachęceni możliwością dalszej stymulacji gospodarki wczoraj akcje kupowali, co było kontynuowane również dzisiaj o poranku. Potem jednak zaczęła działać inna siła, każąca z niezwykłą ostrożnością podchodzić do efektów ewentualnej, oraz wciąż niepewnej, stymulacji. Po pierwsze obecnym problemem gospodarki wcale nie jest brak płynności, ale brak wzrostu gospodarczego. Banki centralne niewiele pod tym względem mogą uczynić. Pakiet Obamy byłby bardziej pomocny, ale po pierwsze jest on wysoce niepewny, a po drugie jego kompozycja pozostawia nie tylko wiele do życzenia, ale również ewentualne skutki będą przesunięte w czasie. Ponadto negatywnym echem odbiły się dzisiejsze rewizje prognoz gospodarczych.

Najpierw OECD obniżyło swoje prognozy co do wzrostu w krajach G7. Przykładowo niemiecki PKB w IV kw. ma się obniżyć o 1,4%. W tym samym czasie USA wzrośnie zaledwie o 0,4%. Swoje oczekiwania zrewidował również EBC, który pozostawił dzisiaj stopy na niezmienionym poziomie. Oczywiście wiele z tych rewizji jest już w cenach i nie można wykluczyć wzrostów indeksów giełdowych w najbliższych tygodniach, ale dojście WIGu20 nawet do okolic 2500 pkt. nie zmieniłoby niedźwiedziego obrazu rynku. Na sam koniec warto wspomnieć o ciekawej informacji z Chin, gdzie pojawiły nieoficjalne, aczkolwiek najprawdopodobniej pochodzące ze źródeł rządowych, informacje wskazują na osiągnięcie przez juana pełnej wymienialność do roku 2015. Oznacza to, że na naszych oczach tworzyć się może nowa waluta rezerwowa, czyli następca dolara. Ów dolar nawet nieźle ostatnio wygląda w relacji do euro i znajduje się w dolnym przedziale wahań obserwowanych od kwietnia bieżącego roku. Złoty w tym środowisku gorzej sobie radzi i jest najsłabszy w stosunku do euro od listopada 2009 roku.