Nocne przemówienie prezydenta USA mogło podobać się o tyle, że administracja wreszcie wskazała na konkretny problem do rozwiązania. Nie wiadomo tylko, skąd wezmą się pieniądze.

Wczoraj mieliśmy istny festiwal wystąpień szefów banków centralnych. Swoje decyzje podejmowały komitety czterech banków w Azji, konferencje po posiedzeniach mieli także szefowie ECB, Banku Anglii, Banku Szwecji, przemawiał także - poza harmonogramem FOMC - Ben Bernanke. Żaden z nich nie powiedział nic, na czym warto byłoby się koncentrować na dłużej, posiedzenia nie przyniosły przełomu, choć w powszechnym odczuciu sytuacja wskazuje na koniec rundy zacieśniania polityki pieniężnej (tam gdzie to zrobiono), a następne kroki przyniosą poluzowanie polityki jeszcze przed końcem roku.

Być może ostrożność banków centralnych w obniżaniu stóp i wdrażaniu kolejnych programów ilościowego luzowania polityki pieniężnej wynika z niskiej skuteczności dotychczasowych działań. Zamiast stymulować gospodarkę banki centralne wolą więc poczekać, aż sama gospodarka wskaże drogę. Najłatwiej zrozumieć szefa ECB we wstrzemięźliwości - już w listopadzie rozpocznie się kadencja Mario Draghi na stanowisku szefa ECB i jemu powinny zostać pozostawione kluczowe decyzje. ECB obniżając prognozy wzrostu gospodarczego przygotował grunt dla obniżek stóp i Draghi może z tego przygotowania skorzystać.

Po zakończeniu notowań w USA przed połączonymi izbami Kongresu przemawiał Barrack Obama (nie zdarza się to często, raczej w wyjątkowej sytuacji). Plan pobudzenia rynku pracy ma pochłonąć 447 mld dolarów (wcześniej szacowano go na 300 mld), ale prezydent USA nie wskazał źródeł tych pieniędzy. Enigmatycznie wspomniał o reformie systemu emerytalnego i opieki zdrowotnej i być może w nich właśnie zamierza poszukać środków, jeśli jego plan uzyska poparcie kongresmenów, a wiele zależy przecież od opozycji, która ma większość w niższej izbie.

Azjaci zareagowali wstrzemięźliwie, może nawet lekko nieufnie wobec planu Obamy. Kospi stracił 1,8 proc., a Nikkei 0,6 proc. W Chinach inflacja spadła do 6,2 proc. z 6,5 proc., rozbudzając nadzieję, że spadek inflacji położy kres podwyżkom stóp procentowych (siedmiodniowa stopa na rynku pieniężnym spadła nawet o 37 pkt bazowych). Indeks giełdowy nie skorzystał na tym specjalnie (w Hong Kongu i Szanghaju indeksy traciły odpowiednio 0,3 i 0,2 proc. na pół godziny przed końcem notowań), na co wpływ mogły mieć dane o produkcji przemysłowej, która wzrosła w sierpniu o 13,5 proc., wobec zakładanych 13,7 proc.

Reklama

W Europie, gdzie zabraknie dziś istotnych danych makro (poza informacją o spadku inflacji w Niemczech do 2,5 proc. z 2,6 proc. w lipcu), nastroje mogą być neutralne. Indeksy znajdują się w większości poniżej ważnych poziomów oporu, rynki potrzebują silnego impulsu by mogły nadal rosnąć. Ten wysłany przez Obamę może okazać się zbyt słaby, być może lepszy efekt osiągnął plotki o skoordynowanej wspólnej akcji banków centralnych Fed, ECB, BoJ i BoA, lub przecieki z kolejnego szczytu ministrów finansów krajów grupy G7, który odbędzie się jeszcze dziś.