Prestiżu Polski nie wyznacza to, że dysponuje samolotem zdolnym do lotu przez Atlantyk - powiedział w wywiadzie dla PAP szef MON Tomasz Siemoniak. Podkreślił, że VIP-y są zadowolone z umowy z PLL Lot. Zapowiedział też zmiany dot. świadczeń dla rodzin poległych żołnierzy.

PAP: Panie ministrze, MON stopniowo zawiera ugody z rodzinami, których bliscy zginęli w katastrofach lotniczych. Z drugiej strony ministerstwo odmawia wypłaty zadośćuczynienia osobom, których bliscy polegli w Iraku i Afganistanie. Ich prawnik mówi: nie mogę zrozumieć, dlaczego różnicuje się status jednych i drugich żołnierzy.

Tomasz Siemoniak: Nie chcę wchodzić w prawnicze dyskusje, to są sprawy tragedii osobistych, nieprzeliczalne na pieniądze. Dzisiaj w przypadku śmierci żołnierza w czasie misji wypłacane jest osiemnastokrotne wynagrodzenie, odszkodowanie z polisy wykupionej przez MON (250 tys. zł) i inne świadczenia - renty dla rodziny, stypendia, zasiłek pogrzebowy. Te rozwiązania nie odbiegają od standardów przyjętych w innych krajach. W USA zadośćuczynienie wynosi 100 tys. dolarów. W Niemczech przyjęto kwotę 80 tys. euro, teraz toczy się dyskusja o jej podwyższeniu.

Niemniej jednak zamierzam podjąć temat jednorazowego zadośćuczynienia dla rodziny poległego, znacząco wyższego niż obecne 18 pensji i nieróżnicującego jak owe wynagrodzenia poległego szeregowego od pułkownika. Sądzę, że wymaga to nowego rozwiązania legislacyjnego.

PAP: Zapowiadał pan, że będzie się przyglądał przetargom. Czy chodzi o rozważne wydawanie pieniędzy, czy któreś z planów resortu budzą pana wątpliwości?

Reklama

TS: Chodzi o jedno i drugie. Przetargi zbrojeniowe, poza tym, że są kosztowne, w dużym stopniu przesądzają o kierunkach rozwoju Sił Zbrojnych RP. Chciałbym mieć pewność, że te decyzje, pociągające za sobą wydatki setek milionów złotych z budżetu państwa, odpowiadają rzeczywistym potrzebom naszej armii i zobowiązaniom sojuszniczym. Również bardzo wspieram działania CBA i innych służb, jeśli chodzi o zapewnienie uczciwego i przejrzystego przebiegu postępowań.

PAP: Czy w przetargu na samolot szkolno-treningowy typu LIFT (Lead-In Fighter Trainer) jest możliwa kolejna zmiana wymagań, przed terminem złożenia ostatecznych ofert?

TS: Pod koniec sierpnia zapowiedziałem, że przesunięcie terminu o dwa miesiące (do końca października - PAP) jest już ostatnim w tym przetargu. Ta przyszła decyzja jest w moim przekonaniu ściśle powiązana z koncepcją szkolenia polskich pilotów, też w powiązaniu z wdrażaniem wniosków z raportu komisji ministra Millera. Padają różne argumenty, nie brakuje tych przeciwko łączeniu funkcji szkoleniowych z bojowymi, co istotnie podraża ten program.

PAP: Są już propozycje dotyczące liczebności kolejnego kontyngentu czy kolejnych polskich kontyngentów w Afganistanie?

TS: Mamy propozycję, analizujemy sytuację w Afganistanie, zwłaszcza w kontekście bezpieczeństwa naszych żołnierzy, ich zadań, jak również planów przekazywania kolejnych obszarów władzom afgańskim

Nie chcę dzisiaj mówić o szczegółach, bo sądzę, że 20 września Rada Ministrów się tym zajmie, a ostateczna decyzja to postanowienie prezydenta.

PAP: Rozmawiał pan z prezydentem o konkretnych liczbach?

TS: Tak. Prezydent wypowiedział się publicznie w sprawie naszej obecności w Afganistanie w dniu Święta Wojska Polskiego (Prezydent powiedział wówczas, że Polska rozpocznie "korygowanie liczebności" kontyngentu w Afganistanie już od 2011 r. - PAP). Rozmawiałem oczywiście także na ten temat z premierem.

PAP: Co ministerstwo myśli o liczebności wiosennego kontyngentu?

TS: Okres wiosenno-letni to zawsze zmiana trudniejsza, więc sądzę, że zmiana wiosenna będzie na poziomie zbliżonym do zmiany zimowej.

PAP: Jeśli gdzieś na świecie wybuchnie konflikt zbrojny lub zamieszki, a będą tam Polacy, to czym rząd zamierza ich ewakuować po rozformowaniu 36. specpułku?

TS: Jasne jest, że w sytuacji zagrożenia naszych obywateli nasz rząd zrobi wszystko, żeby ich ewakuować. Można wyczarterować samoloty cywilne, wojskowe. Przecież mamy umowę z PLL Lot co do samolotów przewożących najważniejsze osoby w państwie, ta firma też dysponuje pewną flotą samolotów, mamy samoloty CASA, wykorzystujemy samoloty Hercules, oczywista jest także w takiej sytuacji współpraca z innymi państwami.

PAP: Publicyści piszący o wojsku i lotnictwie mówią, że lepiej mieć własny wojskowy samolot niż go nie mieć. Floty przewoźników cywilnych są cały czas w ruchu, bardzo trudno o wolny samolot w nagłej sytuacji.

TS: Z punktu widzenia użytkowników umowa z PLL LOT jest oceniana pozytywnie i na pewno daje możliwie niezawodny poziom obsługi najważniejszych osób w państwie. Zaplecze kadrowe i logistyczne jest zupełnie inne przy kilkudziesięciu samolotach niż przy kilku, to oczywiste.

PAP: Gdy ogłosił pan decyzję o rozformowaniu pułku, szef BBN gen. Stanisław Koziej wyraził nadzieję, że to tak naprawdę będzie przeformowanie, że kiedyś jednak VIP-y będą latać samolotami wojskowymi. Rozumiem, że nie daje pan takich nadziei.

TS: Ja do tego podchodzę bardzo pragmatycznie. Uważam, że decyzja o zakupie takich samolotów nie będzie szybko podjęta, a nawet jeśli by była, to minęłyby dwa-trzy lata od decyzji do wejścia do służby.

Pojawiają się głosy, że Polska powinna dysponować samolotem, który przeleci przez ocean. Tylko nie wiem, czy byłoby zasadne wydać na to ogromne pieniądze? Ile jest wizyt prezydenta i premiera za oceanem? Sądzę, że ta dyskusja powinna się toczyć w oparciu o argumenty bardzo praktyczne, tzn. co ile kosztuje i czego nam tak naprawdę potrzeba. Naprawdę nie wyznacza prestiżu Polski na arenie międzynarodowej to, że jako rząd dysponowalibyśmy wielkim samolotem, który może przelecieć przez Atlantyk.

PAP: Pytanie o przyszłość tupolewa. Zdecydował pan, że będzie sprzedany, ale pojawiają się głosy, że powinien raczej trafić do muzeum. Czy możliwa jest zmiana decyzji?

TS: Jestem gotów podjąć decyzję dotyczącą jednego z Jaków-40, że trafi do muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie i poprosiłem, żeby tę sprawę przeanalizować, natomiast sądzę, że Tu-154M jest samolotem, który może być sprzedany, że mogą być potencjalni kupcy. Niemało pieniędzy w ciągu ostatnich lat w niego włożono, więc byłby to jednak, sądzę, jeden z najdroższych eksponatów muzealnych. Nie widzę powodu do takiego działania. Interes finansów publicznych przedkładam nad interes muzealny.

PAP: Wraz ze wstrzymaniem przeprowadzki Dowództwa Wojsk Lądowych zapowiadał pan zmiany systemu dowodzenia, w jakim kierunku one pójdą?

TS: Myślę, że kierunek jest dość jasny, wyznaczony tendencjami i wymogami światowymi: konsolidacja, łączenie wielu dowództw w jedno. W ostatnich latach armia się zmniejszała, a liczba dowództw rosła. Dowództw powinno być mniej. Dodam, że ważne będzie także stworzenie systemu stabilnego, na długie lata, którego każdy z ministrów przychodzących do MON nie będzie zmieniać według własnego uznania.

PAP: Na pierwszej konferencji poinformował pan o kilkunastu dymisjach oficerów odpowiadających za szkolenie. Co ci ludzie robią teraz? Mamy informacje, że niektórzy po zwolnieniu ze stanowisk zostali przydzieleni do pełnienia swoich poprzednich funkcji.

TS: Powrót do tych samych funkcji i zadań jest niemożliwy. Decyzje kadrowe zostały podjęte i sprawy są zamknięte.

Rozmawiali: Jakub Borowski i Rafał Lesiecki