Rozpoczynające się w piątek we Wrocławiu nieformalne posiedzenie ministrów finansów UE - najpierw w gronie eurogrupy, a potem wszystkich 27 krajów UE - odbywa się w kluczowym momencie. Pomimo porozumienia na szczycie strefy euro 21 lipca w sprawie drugiego pakietu pomocy dla Grecji, wielu inwestorów i graczy na rynkach finansowych obawia się, że Grecja zbankrutuje.

O powadze chwili i obawach, jakie budzi wpływ ewentualnego upadku Grecji na światowy system bankowy, świadczy obecność we Wrocławiu, po raz pierwszy w historii na posiedzeniu ministrów UE, amerykańskiego sekretarza skarbu Timothy Geithnera, który zapewne będzie próbował wywrzeć presję i zmusić partnerów w UE do działania.

Rząd grecki przyznał, że ma środki na wypłatę pensji dla urzędników tylko do października. Europa musi więc zdecydować, czy chce dalej ratować Grecję przelewając kolejną ośmiomiliardową transzę pomocy, mimo, że Atenom nie udaje się spełnić narzuconych jej w zamian za wsparcie ostrych reform w planie naprawczym, czy też - jak sugerują niektórzy - wybrać kontrolowane bankructwo, czyli ogłoszenie niewypłacalności i restrukturyzację greckiego długu, albo nawet wyjście Grecji ze strefy euro.

Ta druga opcja, jak przestrzegają eksperci, może mieć dramatyczne skutki. Gospodarki strefy euro są bowiem tak zintegrowane, że wyjście któregokolwiek z siedemnastki otworzy puszkę Pandory, przestrzegł Domenico Lombardi z waszyngtońskiego think-thanku Brookings Institution.

Reklama

>>> Czytaj też: Ranking najszybciej rozwijających się państw świata. Polska na 29. miejscu

Restrukturyzacja Grecji najbardziej zagroziłaby bankom francuskim i niemieckim, posiadającym najwięcej greckich obligacji, a potem także całemu systemowi bankowemu. Ocenia się, że po Grecji groźba upadku dotknęłaby Włochy czy Hiszpanię, których głównymi kredytodawcami też są banki francuskie... Agencja Moody's w środę obniżyła ratingi dwóm z największych francuskich banków: Credit Agricole i Societe Generale.

Na alarm zabił w środę w Parlamencie Europejskim gospodarz wrocławskiego spotkania - minister finansów Jacek Rostowski, wzywając liderów UE, a zwłaszcza strefy euro, do "ratowania Europy". Pytany czy Grecja powinna dostać kolejną transzę pomocy, powiedział, iż "to ewidentne, że nie można pozwolić na jakiekolwiek niebezpieczeństwo chaotycznej niewypłacalności Grecji".

Rostowski powiedział także, że od wrocławskiego posiedzenia oczekuje, że uczestnicy "wykonają intelektualny kawał pracy" i "zdają sobie sprawę, przed jak wielkim wyzwaniem stoimy". Ministrowie są jednak podzieleni, co do dalszych kroków. Niektórzy jak np. holenderski szef resortu, poszli bardzo daleko i zasugerowali wyjście Grecji z UE. A Finlandia za udział w drugim pakiecie pomocy domaga się specjalnych finansowych zabezpieczeń.

Co gorsza także w Niemczech, mających na swoich barkach główny ciężar pakietu ratunkowego dla Grecji, kanclerz Angela Merkel zmaga się z rosnącymi głosami o wyjściu Grecji ze strefy euro. Pomimo jej ostrzeżeń, że w interesie Niemiec jest utrzymanie Grecji w tym gronie, tygodnik "Der Spiegel" doniósł w tym tygodniu, że niemieckie ministerstwo finansów pracuje nad planem ratunkowym dla kontynentu na wypadek bankructwa Grecji.

>>> Czytaj też: "Wiara, że Chiny uratują światową gospodarkę, to myślenie życzeniowe"

Tę kakofonię głosów w Europie skrytykował w wywiadzie dla PAP unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski. "To normalne, że opracowywane są różne scenariusze, także wariant restrukturyzacyjny, ale na razie pracujemy nad scenariuszem ratunkowym. Zamiast tego wielogłosu powinien być jeden przekaz: pracujemy na scenariuszem ratunkowym: dajemy jeszcze Grecji szansę, choć nie bezterminową i nie bezwarunkową. Trwa kupowanie czasu" - powiedział.

To kupowanie czasu, jak oceniają eksperci, potrzebne jest nie tyle Grecji - bo mało osób wierzy, że możliwe jest wyjście ze spirali sięgającego 350 mld euro zadłużenia. Czas potrzebny jest przede wszystkim UE. Nie tylko na wzmocnienie gospodarek innych państw i przeprowadzenie koniecznych reform fiskalnych, ale też na ratyfikację postanowień ze szczytu euro z 21 lipca dotyczących rozszerzenia kompetencji Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej o wartości 440 mld euro, powołanego rok temu by ratować zadłużone kraje strefy euro. Jak przypomniał "Der Spiegel", "pierwsza rzeczą, jaką trzeba zrobić, by przygotować się na najgorszy scenariusz, jest uruchomienie zreformowanego EFSF. A to dlatego, że uzbrojony w nowe narzędzia EFSF będzie podstawową instytucją, by zaabsorbować greckie bankructwo". Będzie bowiem mógł skupować obligacje państwowe na wtórnym rynku, a także dokapitalizować banki. W niemieckim parlamencie głosowanie jest przewidziane pod koniec września.

Komisja Europejska apeluje, by nowy EFSF był operacyjny w październiku; w większości państw strefy euro głosowania jeszcze nie było.

>>> Czytaj też: EBC oraz Fed. udzielą pożyczek dolarowych europejskim bankom

W trwającym do soboty nieformalnym Ecofinie weźmie udział szef EFSF Klaus Regling, a także David Lipton, pierwszy wicedyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a także przedstawiciele unijnych instytucji: Przewodnicząca komisji gospodarczej i monetarnej w Parlamencie Europejskim Sharon Bowles, komisarze Michel Barnier (rynek wewnętrzny i usługi) i Olli Rehn (odpowiedzialny za sprawy gospodarcze i walutowe), prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet i prezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego Philippe Maystadt.