Znany jest reklamowy spot, w którym uprzejmy, męski głos zza kadru radzi upokorzonej przez szefa pracownicy, aby w odwecie zgłosiła używanie w firmie nielegalnego oprogramowania. Co do etycznego wymiaru filmiku można mieć wątpliwości, jednak – jak pokazują ostatnie badania Business Software Alliance (BSA), międzynarodowej organizacji zrzeszającej producentów zamkniętego (komercyjnego) oprogramowania, w blisko połowie przedsiębiorstw, przede wszystkim małych i średnich, używany jest piracki soft.

W światowej czołówce

Tylko w ubiegłym roku, według BSA, wartość tego typu programów przekroczyła w naszym kraju 550 mln dol., a tzw. stopa piractwa (stosunek do ilości legalnego oprogramowania) wyniósł 54 proc. Najmniej skłonne do omijania prawa, co nie dziwi, są bogate firmy z Luksemburga, gdzie jedynie 21 proc. softu jest nielegalne. Europejskimi liderami natomiast w tej niechlubnej statystyce są Bułgarzy. W tym kraju 65 proc. używanego przez firmy oprogramowania wartości 113 mln dolarów nie ma legalnej licencji.
Reklama
Używanie pirackich kopii bardzo często jest skutkiem niewiedzy bądź bagatelizowania problemu – mówi Piotr Kubiak z krakowskiej firmy AplusC Systems, wytwarzającej programy wykrywające tego typu niepożądany soft. – Choć oczywiście część przedsiębiorców robi to świadomie, w fałszywie pojętym poczuciu oszczędności.
Najczęściej używane są pirackie programy graficzne głównie ze stajni amerykańskiej firmy Autodesk (różne odmiany, nakładki i uzupełnienia przeznaczonego do projektowania w dwu i trójwymiarze, softu AutoCAD). Oryginały są drogie, kosztują nawet po kilkanaście tysięcy złotych. Nielegalne kopie można natomiast nabyć, dysponując budżetem w wysokości zaledwie kilkuset zł.
Dużą popularnością cieszą się także pirackie klony popularnych aplikacji biurowych Microsoftu: przede wszystkim rozmaite wersje programów wchodzących w skład pakietu Office: Word, OneNote, Excel i Power Point.
– Ale w małych firmach problemem mogą być także aplikacje ściągnięte z sieci lub przyniesione przez pracownika z domu – mówi Piotr Kubiak. – Jeżeli będzie to nielegalny soft i zostanie wykryty podczas kontroli przez policję, a naloty zdarzają się coraz częściej, może narazić pracodawcę, jako właściciela sprzętu, który posłużył do działalności przestępczej, na bardzo dotkliwe konsekwencje.

Kary i odszkodowania

Polskie prawo surowo karze osoby używające pirackiego oprogramowania. Właściciel zainfekowanego sprzętu może trafić do więzienia (wymiar kary uzależniony jest od skali przestępstwa). Producent legalnego softu może natomiast zażądać niemałej rekompensaty. Jak informuje polskie biuro BSA, najwyższa stawka odszkodowania z tego tytułu wyniosła dotychczas 534 tys. zł.
– Ale kary finansowe to tylko niewielka część konsekwencji, które mogą dotknąć firmę – mówi Piotr Kubiak. – W przypadku wykrycia nielegalnego oprogramowania cały sprzęt komputerowy może zostać skonfiskowany w celu zebrania materiału dowodowego – mówi Piotr Kubiak. – Konsekwencją tego będzie wstrzymanie pracy, niedotrzymanie terminów, utrata reputacji, co w skrajnych, chociaż wcale nierzadkich, dotyczących głównie mniejszych przedsiębiorstw przypadkach może skończyć się bankructwem.

Jak zmniejszyć ryzyko

Prowadząc firmę, trudno kontrolować zawartość wszystkich komputerów) i szczegółowo monitorować zachowania każdego pracownika (czy aby nie używa nielegalnego softu). Dobrze w takiej sytuacji, jak radzą specjaliści, wyposażyć wszystkie działające w firmie komputery w programy wykrywające niepożądane oprogramowanie, automatycznie usuwające je z dysków twardych lub łączące się przez internet z producentem.
Nie jest to wydatek mały. Obejmująca 10 stanowisk licencja na uchodzące za skuteczne programy Statlook i Applook kosztuje, w zależności od szczegółowej konfiguracji, od 1,5 do 2 tys. zł. – Jednak biorąc pod uwagę wysokość kar, jak i nakład pracy, którą trzeba by wykonać, żeby stale monitorować zawartość komputerów, jest to wydatek, który z pewnością się opłaci – mówi Piotr Kubiak.
Innym sposobem jest cykliczny audyt oprogramowania. Wyspecjalizowane w nim firmy (m.in. krakowski Compnet) wyszukują na stacjach roboczych działających w firmie trefne programy, kasują je, a po przeprowadzeniu operacji dają gwarancję, że w dniu zakończenia prac żadne tego typu aplikacje w systemie nie funkcjonowały. Koszt takiej operacji, w zależności od skali, wynosi od kilkuset do kilku tysięcy złotych.
Jeżeli natomiast właściciel firmy ma podejrzenia, że jego pracownicy ściągają z sieci lub przynoszą do firmy trefne oprogramowanie, powinien, jak radzą specjaliści, podpisać z nimi umowy (bądź aneksy) zwalniające go z odpowiedzialności w razie zainstalowania na dyskach twardych należących do niego komputerów nielegalnego softu. Podczas ewentualnej akcji organów ścigania to oni będą ponosili odpowiedzialność za ich używanie. – Najskuteczniejsze jest zastosowanie wszystkich tych trzech sposobów naraz – radzi Piotr Kubiak. – Wtedy ryzyko poważnych konsekwencji jest najmniejsze.