W sondażu TNS OBOP przeprowadzonym w sierpniu 51 proc. Polaków wypowiedziało się przeciw budowie elektrowni jądrowych w Polsce. Zwolennikami budowy jest 35 proc. badanych, a 14 proc. nie ma zdania. Również wśród ekspertów zdania są podzielone.

Atom bez alternatywy

Rząd dąży do zbudowania do 2030 roku dwóch elektrowni jądrowych o mocy 3 tys. MW każda, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne – wynika z lipcowego raportu resortu gospodarki „Energetyka jądrowa w Unii Europejskiej po powrocie Niemiec do decyzji o zakończeniu eksploatacji elektrowni jądrowych do roku 2022”. Chodzi też o dywersyfikację bazy paliwowej energetyki, by nieprzewidywalne zaburzenia rynkowe, cenowe, technologiczne czy nawet pogodowe w jednej branży energetycznej mogły być natychmiast zrekompensowane przez innych producentów energii. Korzyściami z rozwoju energetyki jądrowej mają być: zwiększenie przychodów budżetu państwa i budżetów regionalnych, rozwój sektora badawczo-rozwojowego oraz rozwój szkolnictwa wyższego. Nie bez znaczenia jest też osiągnięcie znaczącego postępu w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych i wzmocnienie zdolności systemu elektroenergetycznego do zasilania w tzw. podstawie.
W oficjalnych dokumentach rząd przyjmuje, że nie ma zagrożenia w dostawach paliwa jądrowego dla polskich elektrowni. Paliwo do reaktorów jądrowych jest bowiem łatwo dostępne na rynkach światowych po bardzo umiarkowanych cenach. Jego zasoby ocenia się na kilkaset lat. Zasoby paliwa uranowego występują też w Polsce.
Reklama
W „Polityce energetycznej do 2030 r.” rząd zakłada, że sektor energetyki jądrowej będzie funkcjonować na zasadach konkurencyjnych i w dobrze rozumianym interesie państwa. Zdaniem Andrzeja Kraszewskiego, ministra środowiska, jeśli Polska nie wybuduje własnych elektrowni jądrowych, to i tak będzie zmuszona kupować w krajach sąsiednich (Czechach, Litwie, Rosji czy Białorusi) energię produkowaną w tamtejszych elektrowniach jądrowych. W oficjalnym stanowisku rządu nie ma realnej alternatywy dla rozwoju energetyki atomowej.

Potencjał rolnictwa

Jednak nawet wśród członków rządu nie ma jednomyślności co do realizacji projektu jądrowego. Zdaniem Marka Sawickiego, ministra rolnictwa, katastrofa w Fukushimie i decyzja o wycofaniu się z energetyki atomowej Niemiec dowodzą, że trzeba rozwijać inne źródła produkcji energii.
– W 2050 roku połowa energii w Polsce może pochodzić ze źródeł odnawialnych – przekonuje minister Sawicki.
Dzięki wykorzystaniu produktów ubocznych i pozostałości z rolnictwa oraz przemysłu rolniczego Polska można wygenerować 6 – 8 mld m sześc. gazu, czyli niemal połowę krajowego zapotrzebowania.
– Rolnictwo jako przestrzeń produkcyjna to także miejsce na wytwarzanie energii odnawialnej. Stwarza ogromne możliwości w zakresie energii słonecznej, wykorzystania powierzchni służącej rolnictwu dla produkcji biomasy, a także wykorzystania energii wiatru i wody. W rolnictwie tkwi ogromny, niewykorzystany dotychczas potencjał energetyczny – podkreśla minister Sawicki, który w lipcu powołał zespół ds. rozwoju odnawialnych źródeł energii na obszarach wiejskich. Ma on nie tylko włączyć się w prace nad ustawą o OZE, ale także doprowadzić do stworzenia narodowego centrum energetyki odnawialnej i ekosystemów – instytucji dostarczającej miarodajnych ekspertyz i wspierającej rozwój energetyki odnawialnej.
– Jeśli czwartą część powierzchni gruntów rolnych przeznaczymy na cele produkcji odnawialnej energii, to dzięki temu Polska może wypełnić 25 proc. swoich zobowiązań unijnych w zakresie produkcji tego rodzaju energii – mówi prof. Janusz Gołaszewski, szef resortowego zespołu.
– W Polsce nie ma obecnie miejsca na energetykę węglową i jądrową jednocześnie, bo nie ma wystarczających środków na finansowanie jednej i drugiej – twierdzi prof. Jan Popczyk, naukowiec i ekspert ds. energetyki, były prezes spółki Polskie Sieci Elektroenergetyczne.
Ekspert ten uważa, że nie można ograniczać koncepcji dywersyfikacji źródeł zasilenia jedynie do węgla i atomu. Dlaczego? Bo wbrew pozorom monopol węglowo-jądrowy nie zapewni Polsce bezpieczeństwa energetycznego. Utrwali jedynie monopolistyczne struktury energetyczne w Polsce, wzmocni wzajemnie uzależnionych wytwórców energii i dystrybutorów.
Zdaniem prof. Popczyka realizacja takiego scenariusza nie leży w interesie odbiorców energii. Konsumenci już dziś zbyt dużo płacą za energetyczny pseudorynek, a płaciliby coraz więcej. Ogromną szansą dla energetyki jest wykorzystanie potencjału ukrytego w rolnictwie.
Prof. Jan Popczyk wskazuje, że w Polsce można przeznaczyć 2 mln ha pod energetyczne uprawy, bez obawy o produkcję żywności. Za pomocą niewielkich lokalnych biogazowni można produkować z biomasy energię elektryczną i ciepło w skojarzeniu. Z upraw pochodzących z 1 mln ha gruntów można uzyskać ok. 8 mld m sześc. biometanu, czyli równoważnik około 30 mln t węgla równoważnego oraz 6 mln t paliw transportowych.

Niedoszacowane koszty

Energia ze źródeł odnawialnych jest tańsza od jądrowej, a jej wytwarzanie daje więcej miejsc pracy. Zamiast elektrowni jądrowych Polska powinna rozwijać energetykę odnawialną – takie wnioski wynikają z lipcowego raportu Greenpeace Polska i Fundacji im. Heinricha Boella.
– Polska jest jednym z nielicznych krajów, który nie mając doświadczeń w energetyce jądrowej i stojąc przed wyborem rozwoju różnych opcji wytwarzania energii od podstaw, decyduje się postawić na energetykę jądrową – wskazuje Iwo Łoś z Greenpeace Polska.
– Stoimy przed wyborem mającym wpływ na stan naszych portfeli, bezpieczeństwo i gospodarkę. Zamiast godzić się na drogi i niebezpieczny atom, Polska powinna rozwijać bezpieczną energetykę odnawialną – dodaje.
Ekolodzy uważają, że koszty budowy elektrowni atomowej podawane przez rząd są nieadekwatne do rzeczywistych wydatków, a mogą okazać się o wiele wyższe. Tak było w przypadku budowy elektrowni francuskich i fińskich, np. koszt reaktora OL3 w Olkiluoto w Finlandii szacowano na 2,5 mln euro za 1 MW, a obecnie oblicza się go na co najmniej 5,5 mln euro! Istnieją również rozbieżności co do kosztu wytworzenia energii jądrowej. Według rządowego Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) koszt wytworzenia 1 tys. MW to 3 – 3,3 mld euro, tymczasem według agencji ratingowych to 4,5 – 5,4 mld euro.
– Koszty w projekcie rządowym są niedoszacowane nawet o 60 proc. – twierdzi dr inż. Zbigniew Karczun z SGGW.