Tymczasem Ben Bernanke, doprowadzając długoterminowe stopy procentowe do nienotowanych w historii poziomów, wystawił gospodarkę światową na ciężką próbę.

Mimo rekordowo niskiego poziomu krótkoterminowych stóp procentowych, które kształtują się w przedziale 0-0,25% już od jedenastu kwartałów, Rezerwa Federalna uruchomiła w międzyczasie nowe instrumenty zmierzające do dalszego obniżenia kosztu pieniądza. Skupowano masowo aktywa finansowe, a po każdym posiedzeniu FOMC powtarzano komunikat o utrzymywaniu krótkoterminowych stóp procentowych blisko zera przez coraz dłuższy czas (obecnie oficjalnie co najmniej do połowy 2013 roku). Trudno zaprzeczyć, że bank wywarł potężny wpływ na rynek. Do rekordowo niskich poziomów udało się sprowadzić oprocentowanie dziesięcioletnich obligacji skarbowych (poniżej 2%), a także obligacji zabezpieczonych inflacją (realne dających teraz zero procent) oraz trzydziestoletnich pożyczek hipotecznych (ok. 4,25%).

Niestety gospodarka amerykańska rozwija się bardzo anemicznie. Po krótkotrwałym szybkim wzroście w 2010 roku dynamika PKB ostro wyhamowała i dobrze pójdzie, jak ten rok zakończy się wzrostem powyżej 2%. Odsetek bezrobotnych wynosi 9,1% i jest tylko o jeden punkt procentowy poniżej poziomu zanotowanego pod koniec recesji. Nasuwa się więc pytanie, czy powolne ożywienie ma miejsce pomimo sprzyjającej polityki Fed czy też bank centralny swoją bezprecedensową łagodnością także przyczynia się do hamowania aktywności gospodarczej.

Reklama

Z pozoru niskie stopy powinny przynieść gospodarce jedynie same korzyści. Przekładają się na obniżenie kosztów obsługi długu przez przedsiębiorstwa, przez co mniej z nich dotyka bankructwo. To z kolei przekłada się na poprawę sytuacji banków, które nie mają aż tylu kłopotów z zagrożonymi kredytami. Niskie stopy procentowe to także niski koszt kapitału w firmach, co zwiększa ich możliwości inwestycyjne.

Te proste zależności jednak nie mówią całej prawdy o oddziaływaniu stóp procentowych na gospodarkę. Koszt pieniądza stanowi bowiem najważniejszą cenę – istotniejszą nawet od ceny ropy naftowej czy energii elektrycznej. Każdy manager finansowy wie, że inne projekty inwestycyjne powinna wybrać firma przy niskich, a inne przy wysokich stopach procentowych. Dla gospodarki oznacza to, że w wyniku obniżek stóp spadają zamówienia na mniej kapitałochłonne dobra inwestycyjne, a rosną na bardziej kapitałochłonne. Zmiana stóp przynosi więc bardzo szerokie dostosowania w całym systemie gospodarczym. Są one tym dalej idące, im obniżka lub podwyżka postrzegana jest jako bardziej trwała.

Ubocznych efektów manipulowania stopą procentową i wynikających z nich dostosowań jest oczywiście więcej. Część z nich wynika ze spadku stóp zwrotu na rynkach finansowych. Ma to wpływ na zachowanie gospodarstw domowych, które muszą więcej oszczędzać, by uzyskać pożądaną sumę w przyszłości. Przedkryzysowe plany oszczędzania często zakładały 8% stopę zwrotu, która nie jest możliwa obecnie do osiągnięcia w oparciu o tradycyjne aktywa. By uzyskać oczekiwany kapitał emerytalny lub uzbierać na czesne trzeba odkładać miesięcznie znacznie więcej, gdy nie można liczyć na „magię” procentu składanego.

Niskie stopy zwrotu odbijają się także na wysokości składek ubezpieczeniowych. Te bowiem zależą od stopy reinwestycji rezerw, czyli tego ile przynoszą rocznie towarzystwu ubezpieczeniowemu zainwestowane składki. Im więcej zarabia ono na rezerwach, tym mniejszą premię pobiera od ubezpieczonych. Niskie stopy procentowe z kolei powodują konieczność podwyższania składek ubezpieczeń majątkowych, zdrowotnych czy na życie.

Z kolei trwałe obniżenie kosztu pożyczek hipotecznych może wywołać odwrotne od zamierzonych efekty na amerykańskim rynku domów. Jeszcze rok temu zaciągnięcie kredytu mogło wydawać się historyczną okazją, co samo w sobie skłaniało do zakupów. W tej chwili można zaś odkładać decyzję o zakupie jeszcze przez kilka lat, czekając na dalszy spadek cen, gdyż bank centralny obiecał, że stopy procentowe do tego czasu nie wzrosną.

Także zapobieganie bankructwom przedsiębiorstw poprzez obniżanie kosztów obsługi długu (za co płaci całe społeczeństwo wyższą inflacją) niekoniecznie jest receptą na długookresowy wzrost gospodarczy. Jeśli bowiem przedsiębiorstwo nie jest w stanie działać przy normalnych rynkowych stopach procentowych, to znaczy, że jest nieefektywne i jego aktywa powinny trafić do rąk tych, które gospodarują lepiej. Sytuacja w której bank centralny broni przedsiębiorstw przed bankructwem, może i pozwala uniknąć recesji, ale skazuje kraj na długotrwały okres niższego wzrostu.

Wymienione przykłady pokazują, jak głębokie i skomplikowane jest oddziaływanie stóp procentowych na procesy gospodarcze. Przedsiębiorcy w ogólności zdają sobie z tego sprawę i ten fakt przyczynia się do pogłębiania panującej na rynku niepewności, która hamuje podejmowanie decyzji. Nikt bowiem dokładnie nie wie, co się zmieni i jak długo zmiana potrwa, gdyż przecież stopy nie mogą być cały czas tak niskie, jak obecnie. W końcu bank centralny zmuszony do tego narastającą inflacją, będzie zmuszony je podnieść i wtedy cały proces dostosowawszy zaczynać trzeba będzie od nowa.