Związek polityki i biznesu nie zawsze musi się kończyć aferami i spektakularnymi oskarżeniami o korupcję. Udowadnia to Jared Polis, amerykański kongresmen z Partii Demokratycznej i zarazem jeden z założycieli inkubatora przedsiębiorczości TechStars. W ostatnich latach ten fundusz inwestycyjny stał się w USA równie popularny wśród początkujących przedsiębiorców jak legendarny Y Combinator Paula Grahama. Następców Zuckerberga (Facebook), Paige'a (Google), Gatesa (Microsoft), Mansona (Groupon) czy Pinkusa (Zynga) TechStars kusi wyjątkowo troskliwą opieką w trakcie stawiania pierwszych kroków w biznesie oraz innowacyjnością proponowanych rozwiązań. Najnowszy pomysł Jareda to startupowy telewizyjny reality show.
– Uruchamianie firmy nie jest łatwym przedsięwzięciem. To żmudna, trudna praca, i jeśli nie masz koło siebie nikogo, kto może ci pomóc czy udzielić rady, szansa na porażkę rośnie – przekonuje Jared Polis, który przed laty sam był pionierem e-biznesu i na własnej skórze doświadczył bolączek początkującego przedsiębiorcy. Dlatego postanowił założyć inkubator, by innym było lżej na drodze do sukcesu. A przy okazji, by dobrze zarobić.
Jego słowa korespondują z opinią Paula Grahama, założyciela Y Combinator, który w Stanach Zjednoczonych jest uważany za startupowego guru. – Rozkręcanie firmy jest do bani. Na początku najbardziej irytujący są klienci, bo nie rozumieją twojego innowacyjnego pomysłu, a jeśli już go kupią, najczęściej nie wiedzą, jak się z nim obchodzić. Ty zaś wszystko robisz po raz pierwszy, na wielu rzeczach najzwyczajniej się nie znasz, poruszasz się jak pijane dziecko we mgle oraz przygniata cię świadomość, że wystarczy jeden błąd, jedna zła decyzja, by całe przedsięwzięcie – któremu poświęciłeś mnóstwo czasu i w które zainwestowałeś oszczędności życia czy kredyt wzięty pod hipotekę – legło w gruzach – mówi. Czy można lepiej oddać uczucie niepewności towarzyszące wejściu w prawdziwy biznes, w którym stawką są realne pieniądze, a nie żetony i karty jak w grze „Monopoly”?
Reklama

Szczęście nowicjusza

Dlatego tak ważne dla początkujących biznesmenów stało się obecnie znalezienie właściwego inkubatora, który nauczy ich robienia interesów. Założony w 2006 roku fundusz, którego siłą napędową jest demokratyczny polityk z Kolorado, ma się czym pochwalić: aż 70 proc. firm, które do tej pory wspomógł, udało się pozyskać zewnętrzne źródła finansowania (ktoś uwierzył w pomysł) lub stało się samowystarczalnymi (rynek kupił ideę). Mało który z amerykańskich inkubatorów ma równie wysoką skuteczność działania. Nic dziwnego, że TechStars od kilkunastu miesięcy pracuje na pełnych obrotach.
Ale nic za darmo. Przyszli biznesmeni za trzymiesięczną pomoc w rozkręceniu przedsięwzięcia oraz bezzwrotny grant w wysokości ok. 18 tys. dol. oddają TechStars 6 proc. udziałów. – Prawda, że to dużo, ale też spore pieniądze są u nas na wyciągnięcie ręki. Ryzykujemy celowo, nie stawiając zbyt wysokich wymagań przyszłym przedsiębiorcom, bo w ten sposób chcemy jak najwięcej ludzi zachęcić do działania. To główny cel naszej działalności: bo czy siliłbyś się na wymyślenie czegoś przełomowego, gdybyś wiedział, że nie masz żadnych szans na realizację pomysłu? – tłumaczy Polis.
Sam założył kilka firm, dzięki którym zdobył finansową niezależność, i mógł sfinansować swój start w polityce – dziś, z majątkiem szacowanym na prawie 66 mln dol., należy do grona dziesięciu najbogatszych członków Izby Reprezentantów. Gdyby nie internetowy boom lat 90., Polis – urodzony w statecznej żydowskiej rodzinie, szczycący się zdobyciem tytułu magistra nauk politycznych szacownego Uniwersytetu Princeton, zostałby wykładowcą akademickim lub państwowym urzędnikiem. Ale pojawiła się sieć, która dawała nieograniczone możliwości kreacji oraz zarobku. Postanowił spróbować w niej swoich sił. Udało mu się, choć sukces zawdzięcza nie tylko talentowi, ale w dużej mierze także szczęściu.
36-letni dziś Jared zaczął od American Information Systems, niewielkiej firmy oferującej dostęp do internetu i hosting stron. Choć kompletnie nie znał się na tym rodzaju biznesu, nie tylko udało mu się przetrwać pierwsze miesiące, ale na tyle skutecznie zarządzać przedsięwzięciem, że zaczęło przynosić zyski. Internetowa euforia, która ogarnęła wówczas amerykański rynek oraz giełdę, i łatwość, z jaką przyszło mu zarobienie w sieci pierwszych pieniędzy, zachęciła go do kolejnej e-inwestycji. W 1996 roku założył stronę bluemountainarts.com, która umożliwiała wysyłanie elektronicznych kartek okolicznościowych na każdą okazję (pomagała mu matka – Susan Polis Schultz, poetka i projektantka papierowych kartek). Nic przełomowego, ale udało mu się szczęśliwie trafić w najlepszy moment: sieć spowodowała, że wysyłanie tradycyjnych pocztówek stało się dla błyskawicznie rosnącej rzeszy internautów passe. Nowy projekt błyskawicznie zdobył popularność i trzy lata później Bluemountainarts.com zostało przejęte przez Excite@Home za 780 mln dol. Przebicie godne odnotowania w Księdze rekordów Guinnessa, bo założenie portalu kosztowało go kilkanaście tysięcy dolarów. W uznaniu dla tego dokonania agencja doradcza Ernst & Young przyznała mu tytuł „Przedsiębiorcy roku”. Polis znów miał szczęście: do sprzedaży doszło na chwilę przed pęknięciem internetowej bańki, która zmiotła z amerykańskiego rynku kilkaset tysięcy firm (w 2001 roku Excite@Home pozbyło się Bluemountainarts.com za jedne 35 mln dol.). Jeszcze w 1998 roku, znów kosztem kilkunastu tysięcy dolarów, założył internetową kwiaciarnię ProFlowers. Firmie udało się przetrwać krach dot.comów i w 2006 roku została przez niego sprzedana za 477 mln dol.
Zdobycie finansowej niezależności sprawiło, że postanowił spróbować swoich sił w dużej polityce. By przygotować grunt pod przyszłą elekcję, został w 2000 roku członkiem rady edukacji stanu Kolorado. Sześcioletnia kadencja stała pod znakiem intensywnej pracy, będącej jednocześnie formą promocji. Jared Polis wiedział, że musi osiągnięciami przekonać do siebie elektorat konserwatywnego stanu – a nie było to łatwe dla osoby niekryjącej homoseksualnej orientacji. Jednak wysiłek się opłacił: w 2008 roku wygrał wybory do Izby Reprezentantów.

Start-up od podszewki

Przejście do polityki nie spowodowało zerwania Polisa z biznesem. Współzałożony przez niego w 2006 roku inkubator przedsiębiorczości TechStars z roku na rok działa coraz prężniej. Rzecz jasna, nowo wybrany kongresmen zadbał o przejrzystość przedsięwzięcia, by nie oskarżono go o wykorzystywanie Kapitolu do promowania własnej firmy. Jak do tej pory udaje mu się pogodzić wodę z ogniem, czyli biznes z polityką.
Najnowszym pomysłem Polisa, realizowanym wspólnie z Bloomberg TV, jest telewizyjne reality show dotyczące startupów. Dwa odcinki 6-częściowego dokumentu zatytułowanego po prostu „TechStars” już zostały wyemitowane, zyskując całkiem przyzwoite oceny oraz oglądalność. Nie ma w nim ani jurorów poniżających początkujących biznesmenów, nie ma SMS-ów od widzów wskazujących tę firmę, która ma nie przechodzić do kolejnego etapu. Napięcie oraz dramatyzm buduje jedynie opowieść, czyli jak naprawdę wygląda uruchamianie nowej firmy. Kamery pokazują ciągnące się w noc narady z opiekunami, poprawianie do ostatniej chwili biznesplanów i w końcu negocjacje z potencjalnymi inwestorami. – Nie interesowało nas, co ludzie myślą o naszych bohaterach, czy ich lubią, czy nie. Dzięki temu zobaczycie prawdziwe sukcesy i porażki oraz walkę o urzeczywistnienie marzeń – powiedział jeden z szefów TechStars David Cohen.
– Tyle słyszymy o cudownych dzieciach epoki internetu, które jednym kliknięciem myszy potrafiły dorobić się prawdziwie gigantycznych majątków. Ale takich przypadków jest niewiele. Dzięki serialowi po raz pierwszy wszyscy możemy się przekonać na własne oczy, co to znaczy budowanie start-upu i jak wymagające to zajęcie. Ten dokument ma nie zniechęcać, ale pokazywać, że warto ryzykować i ciężko pracować, bo nawet z najdziwniejszym pomysłem można się przebić, jeśli tylko jest się dobrze przygotowanym – mówi „DGP” Leslie McDowell z University of Chicago.
Emisja serialu nie spowodowała odpływu chętnych do wzięcia losu we własne ręce. Najnowsze programy pilotażowe TechStars – uruchomione już w trzech miastach: Boulder (Kolorado), Nowy Jork i Seattle – są zapełnione do ostatniego miejsca. – Młodzi ludzie wciąż chcą zmieniać świat, my im tylko pomagamy – przekonuje Jared Polis.