Podczas gdy cena kontraktów terminowych na Brent ostatnio spadła, znajdując się nawet na krótko poniżej 110 dol. za baryłkę za sprawą zawirowań gospodarczych, wszystkie wskaźniki cenowe dla fizycznego rynku ropy w Europie znajdują się na historycznie wysokim poziomie. To efekt małych dostaw niskozasiarczonej, wysokiej jakości ropy z Libii i innych krajów.

>>> Czytaj też: Rosyjsko-ukraińskie rozmowy w sprawie dostaw gazu dla Ukrainy przyniosły postęp

Jednym z najbardziej uderzających sygnałów niedoborów na rynku ropy jest to, że rosyjski Ural, który jest tradycyjnie sprzedawany z dyskontem w stosunku do Brent rzędu 2 – 4 dol. na baryłce z racji swojej niższej jakości, zniwelował tę premię do zaledwie 40 centów. Brent z natychmiastową dostawą jest również wyceniany znacznie wyżej niż na kolejne miesiące, co stanowi kolejny dowód, że na rynku brakuje surowca. Na początku tego miesiąca premia podskoczyła na krótko do 3,20 dol. na baryłce, jednej z najwyższych w ciągu ostatnich 20 lat.

>>> Polecamy: Amerykanie wierzą w nasze łupki bardziej niż Polacy

Reklama
– Fizyczny rynek Brent jest płytki jak sadzawka – mówi Francisco Blanch, analityk ds. surowców w Bank of America Merrill Lynch w Nowym Jorku. – Dealerzy naftowi stawiają na dużą zwyżkę fizycznego rynku Brent w perspektywie krótkoterminowej – dodaje Paul Sankey, analityk rynku ropy w nowojorskim oddziale Deutsche Banku. – Są jednak dwie poważne obawy: europejski popyt może osłabnąć jeszcze bardziej, podobnie jak globalny wzrost gospodarczy; po drugie Libia powinna wznowić swoją produkcję ropy w nadchodzących miesiącach – dodaje.
Popyt na ropę w Europie jest słaby. Międzynarodowa Agencja Energetyki (IEA) szacuje, że popyt na ropę na Starym Kontynencie skurczył się w pierwszej połowie roku o 100 tys. baryłek dziennie w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego i wynosił średnio zaledwie 14,85 mln baryłek. Trend zniżkowy prawdopodobnie przyspieszy. W drugiej połowie roku popyt ma się skurczyć o 350 tys. baryłek dziennie.
Dealerzy mówią, że koncentrowanie się na słabości strony popytowej i potencjalnym dalszym spowolnieniu przykrywa regionalne problemy z podażą. Europejski i śródziemnomorski rynek naftowy, który obejmuje część spośród dziesięciu największych na świecie importerów ropy, takich jak Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy, cierpi na dotkliwy deficyt ropy wysokiej jakości.
Spadek dostaw zmusił regionalne rafinerie do sięgnięcia po rezerwy. Według IEA zapasy ropy nieprzetworzonej spadły w lipcu do najniższego poziomu od stycznia 2007 r. Są prawie 10 proc. poniżej pięcioletniej średniej. Głównym sprawcą tego deficytu jest Libia. W pierwszej połowie roku ten rozdarty wojną domową kraj produkował średnio o 700 tys. baryłek dziennie mniej niż przed rokiem. Libijska ropa jest poszukiwana przez europejskie rafinerie ze względu na niską zawartość siarki, co pomaga im spełnić restrykcyjne przepisy ekologiczne dla benzyny i diesla.
Drugą przyczyną jest Morze Północne, gdzie produkcja w pierwszym półroczu spadła o 260 tys. baryłek dziennie. Spadek jest wynikiem połączenia naturalnego wyjałowienia starych złóż i przerw w produkcji.
Produkcja ropy w Azerbejdżanie spadła w pierwszej połowie roku o 110 tys. baryłek dziennie z powodu planowanej konserwacji złoża Azeri-Chirag-Guneshli na Morzu Kaspijskim. W rezultacie premia za Azeri Light, szczególnie wysokojakościową ropę, wzrosła ostatnio w stosunku do Brent do ponad 5 dol. za baryłkę, co stanowi jeden z najwyższych wskaźników w historii.
Europejski rynek stracił w pierwszym półroczu ponad 1,2 mln baryłek dostaw dziennie w porównaniu z poziomem produkcji z 2010 r. Ten deficyt wciąż jest odczuwalny na rynku.
Te ograniczenia nie mogą trwać w nieskończoność. W pewnym momencie albo rynek w Europie poluzuje, być może za sprawą powrotu Libii i dalszego osłabienia popytu w regionie, albo ceny ropy Brent wzrosną jeszcze bardziej, wyraźnie racjonując zużycie. Zarządzający funduszami hedgingowymi obstawiają poluzowanie na rynku fizycznym, dealerzy nie są tego tacy pewni.