Nowy tydzień złoty ponownie rozpoczął od osłabienia. O godzinie 12:11 za dolara trzeba było zapłacić 3,2808 zł, a euro kosztowało 4,4164 zł. Jednak w dużej mierze ruch ten jest prostym odreagowanie po interwencji z piątku. Nie bez znaczenia są też stare strachy, czyli obawy o przyszłość Strefy Euro. Jak również obserwowany dziś rano spadek EUR/USD do najniższego poziomu od stycznia br., czy też obawy o to, że relacja polskiego długu do Produktu Krajowego Brutto przekroczy próg ostrożnościowy na poziomie 55%.

W tym tygodniu sentyment do złotego w głównej mierze będą wyznaczały nastroje na rynkach globalnych. Te zaś będą kształtowane przede wszystkim przez spekulacje odnośnie tego, co zrobi Europa, żeby przezwyciężyć kryzys zadłużenia. Jeżeli potwierdzą się weekendowe doniesienia The Telegraph, że Berlin i Paryż pracują nad planem zakładającym zlewarowanie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF) do 2 bln EUR i mocne dokapitalizowanie europejskich banków, to nie można wykluczać, że szczyt paniki związanej z obawami o przyszłość Strefy Euro już mieliśmy. Ewentualnie, że moment przełomowy jest bardzo blisko. Nie będzie do oczywiście oznaczało gwałtownego wzrostu apetytu na ryzyko i nowej hossy na akcjach, surowcach i walutach krajów zaliczanych do rynków wschodzących. Wyeliminowane zostanie bowiem jedynie kilka ryzyk, które mogłyby skutkować nie tylko recesją, ale i załamaniem systemu finansowego w Europie. Nie przyspieszy to jednak wzrostu gospodarczego w przyszłym roku.