"Założenie do budżetu były przygotowywane do kwietnia, a wtedy jeszcze kryzysu fiskalnego w Europie jeszcze nie było. (...) W przyszłym roku może być problem z osiągnięciem 4 proc. wzrostu PKB. Moim zdaniem będzie to raczej 3-3,5 proc., choć tego nikt nie przewidzi. (...) Pewne wydarzenia, które zaszły od kwietnia każą nam przypuszczać, że to będzie raczej 3,5 proc. niż 4 proc. Także ta prognoza jest obarczona sporym ryzykiem. Mówimy, że eksport nam spadnie, ale z drugiej strony osłabiła się złotówka, która może to trochę zniwelować, bo nasze produkty staną się bardziej atrakcyjne. (...)

W związku z tym prognozować jest bardzo ciężko, bo nie wiadomo co się w Europie stanie. Ale gdybyśmy osiągnęli w przyszłym roku te 4 proc. to byłaby bardzo dobra wiadomość i oby tak się stało.

Jeżeli nam się +wahnie+ PKB do 3-3,5 proc., to wtedy spadają nam dochody do budżetu i rośnie deficyt. W tej sytuacji szybko staniemy przed koniecznością nowelizacji budżetu. Gdyby rząd chciał tego uniknąć, to mógłby teraz te założenia skorygować. Jednak rząd tego nie robi, nadal trzyma się tych optymistycznych założeń, a w związku z tym wszystkie pozostałe wskaźniki też trzymają się tej prognozy. (...)"

>>> Zobacz też: Złoty najgorszą europejską walutą. Kryzys dopada Polskę

Reklama