O nowym planie, mającym rozwiązać europejskie problemy, mówiono już w weekend. W poniedziałek Wall Street początkowo była nieufna. Później jednak byki zwietrzyły okazję do zarobku i indeksy ostro poszły w górę.

Poniedziałkowy handel na giełdach przypominał zabawę na huśtawce. W Europie zaczęło się od sporych spadków. W ciągu kilkudziesięciu minut nastroje zmieniły się diametralnie i mieliśmy silne zwyżki. Indeksy w Warszawie, Paryżu i Frankfurcie zyskiwały po około 3 proc. Później z dużych wzrostów zostało niewiele. Końcówka sesji przyniosła kolejny wybuch optymizmu, w wyniku którego DAX ponownie zyskiwał prawie 3 proc., a CAC40 rósł o 1,75 proc. Do Warszawy ten powiew nie zdążył dotrzeć i WIG20 zakończył dzień zwyżką o skromne 0,7 proc. Na Wall Street scenariusz był podobny. Po neutralnym początku nastąpiło osłabienie, a po nim śmiały rajd byków, zakończony wzrostem Dow Jones'a o 2,5 proc. i zwyżką S&P500 o 2,3 proc. To największy sesyjny skok od 7 września. Pytanie, czy ten ruch stanowi zalążek czegoś poważniejszego jest jak najbardziej zasadne. Odpowiedzi trzeba jednak szukać bardziej na gruncie psychologii, niż ekonomii.

Wszystko bowiem wskazuje na to, że to emocje a nie kalkulacje rządziły poniedziałkowymi notowaniami. Wczoraj nie było żadnych konkretnych informacji i wydarzeń, na które inwestorzy mogliby reagować to zdecydowaną wyprzedażą akcji, to znów ich kupowaniem za niemal wszelką cenę, by po chwili znów wątpić w swoje decyzje i na koniec ponownie się do nich przekonywać. Można się domyślać, że w przypadku akcji powodem tej huśtawki nastrojów były pogłoski dotyczące nowego planu ratowania Europy z kłopotów. Pojawiły się one już w trakcie weekendu, ale dopiero w poniedziałek mogły być na różne sposoby interpretowane.

Z przecieków wynika, że plan zakłada zlewarowanie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej, czyli zwiększenie jego możliwości finansowych do 2 bln euro. Jego elementami miałoby być także dokapitalizowanie europejskich banków oraz kontrolowane bankructwo Grecji, polegające z redukcji jej długów o połowę. Wydaje się, że właśnie ten ostatni element, czyli bankructwo, jest gwoździem całego programu. Reszta to otoczka, mająca na celu faktyczne lub psychologiczne zmniejszenie bólu towarzyszącego tej operacji. Pole do interpretacji jest wyjątkowo rozległe. A losy wykluwającego się planu zależne są od jego zatwierdzenia przez rządy i parlamenty krajów strefy euro. Emocji więc w najbliższym czasie nie powinno brakować.

Oprócz planu ratunkowego dla Europy dziś pewien wpływ na notowania mogą mieć informacje dotyczące indeksu cen domów w największych amerykańskich metropoliach. (zakłada się jego spadek o 4,5 proc.) oraz indeksu zaufania konsumentów, gdzie oczekuje się wzrostu z 44,5 do 46 punktów.

Reklama

Giełdy azjatyckie odreagowały poniedziałkowe spadki. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei zyskiwał 2 proc., po niemal 3 proc. w górę szły wskaźniki w Hong Kongu i na Tajwanie, w Korei i Indonezji zwyżka sięgała 4 proc. W Szanghaju indeksy rosły jedynie o 0,2-0,3 proc. Kontrakty na amerykańskie indeksy zwyżkujące po 0,5 proc. na wielki entuzjazm nie wskazywały. Jednak na dzisiejszej sesji można spodziewać się zdecydowanych wzrostów.