Jeśli wśród najmocniej taniejących instrumentów finansowych kończącej się sesji znajdujemy jednocześnie dziesięcioletnie obligacje USA i jena, a po wzrostowej stronie oprócz akcji największych europejskich banków plasuje się ropa naftowa, australijski dolar i polski złoty, to wiadomo, że znajdziemy kilka argumentów za powrotem inwestorów na ryzykowne rynki.

W czwartek po południu na giełdzie we Frankfurcie akcje Commerzbanku i Deutsche Banku drożały o ponad 6 proc., a na Wall Street w górę szły ceny akcji wszystkich trzydziestu komponentów indeksu Dow Jones Industrial Average. WIG20 rosnący ok. godz. 17 o 1,6 proc. był jednym z najlepiej radzących sobie indeksów rynków akcji i ustępował jedynie rosyjskiemu RTS, który zyskiwał na wartości ponad 3 proc. Najkrócej mówiąc po przesileniu pesymizmem płynącym niemal z każdej wypowiedzi ekonomistów i analityków rynki łapią oddech, ponieważ otrzymały w przeciągu kilkunastu godzin garść wiadomości lepszych bądź mniej złych niż prognozowano.

Podczas sesji w Europie uwaga inwestorów koncentrowała się na głosowaniu niższej izby niemieckiego parlamentu nad projektem rozszerzenia kompetencji Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej. Kiedy już było wiadomo, że sprzeciw 85 polityków nie wystarczył do zablokowanie strategicznego z punktu widzenia strefy euro projektu akcje banków stały się najbardziej pożądanymi walorami na Starym Kontynencie. Kilka godzin później pozytywnie zaskoczyły dane z amerykańskiego rynku pracy oraz dynamika PKB USA w II kw. 2011r, która wyniosła 1,3 proc. r/r, a nie jak szacowano przed miesiącem 0,4 proc. Liczba zasiłków dla bezrobotnych okazała się o blisko 30 tys. lepsza niż prognozowali ekonomiści (391 tys. zamiast spodziewanych 420 tys.). Tak wielkiej niespodzianki w przypadku tych publikowanych co tydzień danych inwestorzy nie uświadczyli od jesieni 2009 r. i jeśli dołożymy jeszcze nieco łagodniejszy niż prognozowano spadek aktywności na rynku nieruchomości (sprzedaż na domów spadła o 1,2 proc. m/m, a nie o 1,7 proc. m/m) można zrozumieć zwrot inwestorów w kierunku ryzykownych aktywów.

Bardziej dociekliwi obserwatorzy powinni jednak zwrócić uwagę, że szybszy wzrost gospodarki Stanów Zjednoczonych w większym stopniu niż prognozowali ekonomiści wynikał z rosnących cen (deflator PKB był o 2,6 proc. wyższy niż przed kwartałem), co wiąże ręce bankowi centralnemu i na dobre kilka miesięcy wyklucza stymulację rynków za pomocą instrumentów zwiększających podaż pieniądza. Z kolei w komentarzu do danych z rynku pracy amerykański Departament Pracy stwierdził, że skokowy spadek liczby nowych wniosków o zasiłek wynikał z "raczej z technicznych operacji i sezonowej zmienności niż z czynników związanych z zachowaniem gospodarki", a liczba osób kontynuujących pobieranie zasiłku wzrosła o 75 tys. Wcześniej w tym tygodniu wspominaliśmy o udeptywaniu przez rynki akcji dna pod odreagowanie ostatnich spadków cen akcji banków i choć krótkoterminowi traderzy mogą już przebierać w okazjach, to zdecydowanie nie weszliśmy jeszcze w fazę przyjaznego długoterminowym inwestorom rynku o przeciętnej zmienności kursów. A poza tym koniec III kwartału tradycyjnie motywuje zarządzających funduszami do wykazania się.



Reklama