Z drugiej strony wokół kryzysu zadłużeniowego ciągle krąży mnóstwo niepotwierdzonych deklaracji oraz spekulacji, i cały czas nie wiadomo czy Grecja otrzyma kolejną transzę pakietu pomocowego. Poprzedni tydzień zakończył się silną przeceną i CRB Index obrazujący ogólny kierunek ruchu rynków towarowych odnotował w piątek najniższy w tym roku poziom 301,87 pkt. Indeks od poniedziałku odrobił część zniżki i w czwartek był na ponad 1 proc. plusie, ale nadal blisko jest największego miesięcznego spadku od października 2008 roku, kiedy to po upadku Lehman Brothers stracił 22 proc. Ruch powrotny wskaźnika na początku tygodnia spowodowany był między innymi osłabianiem się amerykańskiej waluty. Indeks dolarowy od poniedziałku stracił już niecały 1 proc., a gdy dolar jest słabszy, denominowane w tej walucie surowce stają się relatywnie tańsze dla nabywców spoza Stanów Zjednoczonych.

Dzięki temu, ropa Brent, która jeszcze w poniedziałek kontynuowała zniżkę i osiągnęła najniższą od miesiąca cenę 101 dolarów za baryłkę, wzrosła ponownie do 108 dolarów. Również ograniczona podaż paliwa wsparła ceny ropy. Rynek nie odczuł jeszcze wznowienia produkcji ropy w Libii, gdzie koncern Eni będzie wydobywał około 32 tys. baryłek dziennie, czyli o połowę mniej niż przed rozpoczęciem konfliktu. W Syrii, po wprowadzeniu międzynarodowych sankcji, wstrzymano eksport 150 tys. baryłek ropy dziennie. Royal Dutch Shell zaprzestał produkcji 25 tys. baryłek w Nigerii, a we Francji prowadzone są rozmowy w sprawie ewentualnych strajków w rafineriach na terenie całego kraju. Sytuacja uległa zmianie w środę, po publikacji rządowej Agencji Informacji Energetycznej. Zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych, które są jej największym konsumentem, wzrosły w zeszłym tygodniu o 1,92 miliony baryłek do 340,96 milionów, przez co ceny ropy ponownie zbliżyły się do minimów z początku tygodnia. W czwartek cena londyńskiej ropy Brent kształtowała się w okolicy 105 dolarów za baryłkę, a Morgan Stanley obniżył swoje prognozy do 100 dolarów na rok 2012.

Obawy o globalne spowolnienie gospodarcze o wiele silniej ciążyły na notowaniach miedzi, która w ubiegłym tygodniu odnotowywała kilkuprocentowe spadki i osiągnęła najniższy od sierpnia 2010 roku poziom 6821 dolarów za tonę w trzymiesięcznej dostawie na LME. W kolejnych dniach, wraz z poprawą sentymentu ceny miedzi powróciły nad poziom 7000 dolarów, ale cena 6800 dolarów pozostaje ważnym wsparciem. Równie silna wyprzedaż na rynku metali szlachetnych zakończyła się w poniedziałek. Kurs złota doszedł do 1532 dolarów za uncję i zaczął ruch powrotny, jako że inwestorów i jubilerów do zakupu zachęciły atrakcyjne ceny kruszcu. W czwartek uncja złota w dostawie natychmiastowej kosztowała 1620 dolarów i pomimo wcześniejszych spadków kruszec ten nadal pozostaje jednym z najbardziej rentownych aktywów. Od początku roku na złocie można było zarobić 15 proc.

Reklama