Wydaje się, iż im bliżej będzie terminu głosowania, tym większa część zagranicznych inwestorów operujących na rynku złotego, będzie chciała pozostać z boku. Niemniej można już założyć, że w październiku polską scenę polityczną mogą czekać mocne przetasowania.

Patrząc na ostatnie przedwyborcze sondaże widać, że dotychczasowa koalicja PO-PSL może mieć problem z osiągnięciem na tyle wystarczającego poparcia, aby nie była konieczna poważna rekonstrukcja rządu. W nowym układzie Donald Tusk najprawdopodobniej nie będzie już premierem, a Platforma Obywatelska może być zmuszona do szukania wsparcia nie u jednego, a dwóch koalicjantów. Kluczowe w tym względzie mogą okazać się wyniki dwóch nowych ugrupowań – Ruchu Palikota i PJN – jeżeli oba znajdą się w parlamencie, to najpewniej będą się liczyć w późniejszych koalicyjnych rozgrywkach. Z punktu widzenia stabilności politycznej i jej wpływu na rynki, rząd wielopartyjny rodzi jednak pewne elementy ryzyka – zwłaszcza w sytuacji, kiedy będzie on zmuszony do podejmowania dość trudnych decyzji – a nie ma się co oszukiwać, nie dość, że w przyszłym roku czeka nas spowolnienie gospodarcze, to jeszcze w tym okresie trzeba będzie szukać dodatkowych oszczędności w budżecie.

Tym samym nie można wykluczyć, że po wyborach złoty może być narażony na osłabienie, które jednak może być ograniczane przez działania podejmowane przez resort finansów i Narodowy Bank Polski – nie bez powodu te instytucje stały się ostatnio bardziej aktywne na rynku. Ostatnie dni pokazały jednak, że działania te nie są tak agresywne, jak w piątek 23 września, kiedy to według rynkowych spekulacji, NBP mógł wydać na interwencję 1-2 mld EUR. Przyjęta taktyka wydaje się być właściwa – MF i NBP przypominają, iż cały czas monitorują sytuację na rynku. Niemniej nie odbyło się bez błędu – to oficjalne zrewidowanie w planie zarządzania długiem oczekiwań, co do kursu euro na koniec tego roku. Zapisanie poziomu 4,35 zł może sugerować, iż resort finansów czuje się z nim „komfortowo” i nie będzie zdeterminowany do prowadzenia gry o niższą wycenę naszego zadłużenia zagranicznego. Wydaje się, zatem, że poziom 4,35 zł za euro stanie się na najbliższe tygodnie naturalną barierą. To w pewnym sensie ułatwia zagranicznym spekulantom dalszą grę przeciwko złotemu – zwłaszcza w sytuacji wyraźnego zaostrzenia się kryzysu w strefie euro, co wydaje się być wciąż realne na przestrzeni najbliższych miesięcy. Wystarczy tylko uświadomić sobie jedno – upadek Grecji jest prędzej, czy później nieunikniony.

Kluczowe jest to, aby operację bankructwa Aten przeprowadzić w sposób kontrolowany – jednak aby zakończyła się ona powodzeniem konieczne jest wcześniejsze dokapitalizowanie europejskich banków, a także wygospodarowanie wystarczających funduszy na skuteczne wyizolowanie Grecji od pozostałych krajów peryferyjnych. Dopóki pomysł zlewarowania Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej do kwoty 2 bln EUR będzie blokowany przez Niemcy, taka operacja nie będzie mieć miejsca. Warto jednak zaznaczyć, iż nie musi to być wcale skuteczne rozwiązanie, gdyż prowadzi tylko do powiększania bańki długu…

Reklama

Powyższy materiał nie stanowi rekomendacji w rozumieniu rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczących instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców ( Dz.U. nr 206 z 2005 roku, poz. 1715). Nie jest również tekstem promocyjnym Domu Maklerskiego BOŚ S.A. Pełny raport można znaleźć pod adresem www.bossa.pl/analizy.