Jej wartość jest szacowana na 600 mln dol. Właścicielem trzeciej najdroższej motorówki świata o nazwie „Dubai” jest szejk Mohammed bin Rashid Al-Maktoum, władca Dubaju i premier Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jej wartość jest szacowana na prawie 300 mln dolarów.

A kto jest właścicielem drugiej najdroższej motorówki świata? Ministerstwo Obrony Narodowej, które wydało na budowę kadłuba korwety „Gawron” prawie miliard złotych. Znajomy generał mówił mi, że gotową, strzelającą korwetę można kupić za połowę tej kwoty. I właśnie premier Tusk podjął decyzję o przerobieniu kadłuba korwety na żyletki. W ten sposób Gawron stał się symbolem marnotrawstwa pieniędzy podatników.

Wydawałoby się, że trudno znaleźć w Polsce przykłady marnotrawstwa pieniędzy podatników na podobną skalę. Niestety nie, okazuje się, administracja publiczna potrafi marnotrawić ciężko zarobione pieniądze podatników, bo już powstały i ciągle powstają setki „gawronów”.

Reklama

Nadciąga gawronizacja edukacji przedszkolnej. O co chodzi? O brak zdrowego rozsądku. Budowa publicznego przedszkola często kosztuje nawet kilkanaście milionów złotych. Na przykład najnowocześniejsze przedszkole publiczne na Targówku ma salę teatralną w kształcie dyni wykonaną z egzotycznego drewna, która kosztowała około miliona złotych.

Za niewiele ponad tę sumę można wybudować całe nowoczesne prywatne przedszkole dla takiej samej liczby dzieci jak to publiczne. Prywatne przedszkole musi jeszcze zainwestować w grunt, a publiczne zwykle dostaje działkę od miasta, ale nawet mimo to niepubliczne powstają dużo taniej. Podobnie jest z kosztami funkcjonowania przedszkola publicznego i prywatnego świadczącego usługi dla podobnej liczby dzieci: koszty publicznego przedszkola z sześcioma oddziałami (bez wyżywienia i zajęć dodatkowych) to 1,4 mln złotych, a prywatnego około 800 tys. No dobrze, może jest tak, że publiczne przedszkola oferują wyższą jakość usług, dlatego muszą być droższe. Wręcz przeciwnie. Grupy w przedszkolach publicznych liczą po 25 – 30 dzieci, a w prywatnych 15 – 18.

Raport NIK z czerwca 2011 r. pokazał, że przedszkola publiczne są przepełnione, co ogranicza możliwości rozwojowe dzieci i stwarza ryzyka dla ich bezpieczeństwa. W dodatku wciąż prawie połowa polskich dzieci w wieku 3 – 5 lat nie korzysta z opieki przedszkolnej, co nas lokuje na szarym końcu Europy. A przypomnijmy, że kompetencje społeczne pozyskane w wieku 3 – 5 lat są kluczowe dla dalszego rozwoju dziecka.

Bezpłatna opieka nad dziećmi w przedszkolu publicznym to tylko 5 godzin, więc potem trzeba skombinować babcię lub dziadka albo zapłacić za zajęcia dodatkowe. Na przykład warszawskie przedszkole publiczne dostaje od państwa 800 złotych na dziecko za opiekę do godz. 13, a potem trzeba jeszcze dopłacić 500 złotych, żeby maluch miał takie zajęcia jak w przedszkolu prywatnym. Czyli słowo „darmowe” w odniesieniu do przedszkola publicznego jest nieporozumieniem. Skoro publiczne przedszkola aż tyle kosztują podatnika, a oferują porównywalną jakość kształcenia maluchów dopiero jak się słono zapłaci, to dlaczego powstają kolejne „gawrony”? Chodzi oczywiście o wybory i o przecięcie wstęgi. Lokalny kacyk dysponujący pieniędzmi podatników uważa, że jak wybuduje przedszkole i przetnie wstęgę przed wyborami, to zostanie wybrany na kolejną kadencję. A im większe i droższe będzie przedszkole, tym większa szansa na wygraną. I „gawrony” powstają jak grzyby po deszczu.

Samorządów w mniejszych miasteczkach i wioskach nie stać na budowę „gawrona”, więc jedyną nadzieją dla malucha na dostęp do edukacji przedszkolnej jest przedszkole prywatne. Do tej pory dostawało ono z budżetu gminy na jedno dziecko 75 procent wysokości dotacji, jaką dostaje przedszkole publiczne. Ale ponieważ minister finansów zaczął dociskać fiskalnym kolanem samorządy, te muszą na czymś oszczędzać, żeby starczyło na budowę chodników.

No to zaczęły oszczędzać na dzieciach. I zaczęto kombinować przy dotacjach, że owszem, damy 75 procent, ale tak kreatywnie zmniejszymy kwotę, od której się to liczy, żeby wyszło jak najmniej. W efekcie dofinansowanie jednego dziecka w przedszkolu prywatnym zostało obniżone do poziomu z 2006 roku. Nic dziwnego, że przedszkola prywatne muszą podnosić czesne. A potem lokalny kacyk powie: patrzcie, jakie drogie są prywatne przedszkola, ja wam wybuduję „darmowego gawrona” i wygram kolejne wybory. I jeszcze będę miał gdzie zatrudnić rodzinę. Wszyscy wiedzą, że minister finansów po czterech latach prowadzenia rozpasanej polityki fiskalnej w końcu zaczął szukać oszczędności. I cichaczem, tak żeby nikt się nie zorientował, szykuje zmianę w ustawie o finansach publicznych, która pozwoli gminom jeszcze bardziej obciąć dofinansowanie do dziecka w prywatnym przedszkolu.

Wtedy popadają przedszkola w małych miasteczkach i wsiach i dzieci zostaną pozbawione szans na równy start w XXI wiek. Budowa korwety „Gawron” pokazała, że w Polsce możliwe są nieprawdopodobne patologie w wydawaniu pieniędzy publicznych, a mądre decyzje podejmujemy dopiero, jak dokona się wielka szkoda. W przypadku edukacji przedszkolnej naszych dzieci można jeszcze naprawić szkody, zanim dokona się pełna gawronizacja przedszkoli.

Co należy zrobić? Pieniądze powinny iść za dzieckiem, rodzic dokonuje wyboru przedszkola, a dofinansowanie w pełnej wysokości trafia do przedszkola, do którego uczęszcza maluch, bez względu na formę własności. Jednocześnie mierzymy jakość przedszkola na podstawie ankiet rodziców i dalszych losów absolwentów. Wtedy mamy wysoką jakość edukacji przedszkolnej i jednocześnie unikamy tworzenia kolejnych „gawronów”, bo rynek i konkurencja wymuszą jakość i efektywność.