Teraz okazuje się, że kryje się za nim również niesamowita ekonomiczna intuicja.
Tak uważa Daniel Hamermesh, ekspert od ekonomii pracy z Uniwersytetu w Houston. Opowiada, że stanął niedawno jak wryty przed witryną sklepową, na której wisiała koszulka z powyższym nadrukiem. „To niesamowite, ale twórca hasła – choć ekonomistą prawdopodobnie nie jest – trafił w sedno. Nie rozdzielił procentów pomiędzy dni ani równo, ani nawet symetrycznie. W poniedziałek pracuje się jego zdaniem więcej niż w piątek, we wtorek więcej niż w czwartek. A szczyt przypadający w środę jest znacząco wyższy od innych dni” – pisał niedawno na blogu Freakonomics.com. Mniej więcej tak powinno się – zdaniem utytułowanego ekonomisty – rozkładać siły, by pracować najlepiej i najbardziej efektywnie.
Koszulką zachwyciłby się nie tylko Hamermesh. Badający wzajemne powiązania psychologii i ekonomii Dan Ariely z Duke University swoimi eksperymentami behawioralnymi od dawna dowodzi, że tak fundamentalne uczucia jak zadowolenie i dyskomfort są dodatkowo intensyfikowane przez samą czynność ich rozpoczynania lub kończenie. Dlatego jeśli ma się do przebiegnięcia na siłowni 10 km, to nie ma sensu rozbijać tego na dwa etapy po 5 km z przerwą na popijanie wody. Najbardziej efektywnym rozwiązaniem jest w tym wypadku zaciśnięcie zębów i zrobienie jak największej części za jednym zamachem. Podobnie jest z pracą.
Takie postępowanie ma również mocne uzasadnienie w bardzo popularnej w biznesie zasadzie 80/20, zwanej też czasem prawem Pareto. Reguła nazwana na cześć genialnego włoskiego ekonomisty z przełomu XIX i XX wieku Vilfredo Pareto (spopularyzował ją zmarły niedawno guru amerykańskiego konsultingu Joseph Juran) zakłada, że 80 proc. zjawisk jest zazwyczaj bezpośrednio związanych z zastosowaniem 20 proc. zasobów. W naszym przypadku oznacza to, że aż 80 proc. efektów osiąga się w ciągu zaledwie 20 proc. czasu pracy. Dlatego warto skomasować to, co najważniejsze, do jednego dnia (środowe 40 proc.), a resztę tygodnia bez wyrzutów sumienia i samooskarżeń o lenistwo poświęcić na pracę mniej efektywną: plany, poszerzanie horyzontów, patrzenie w okno. Słowem to wszystko, co popularny autor biznesowych poradników Stephen Cowey nazwałby ostrzeniem przez drwala siekiery, którą przyjdzie mu ściąć jeszcze niejedno drzewo. Zasada Pareto to nie tylko dobra rada. Trzeba ją wręcz koniecznie zaakceptować. Inaczej praca może przejąć kontrolę nad nami. Już w latach 50. brytyjski historyk Cyril Northcote Parkinson dowodził przecież w niezwykle dowcipnym „Prawie Parkinsona”, że „praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas potrzebny na jej dokończenie”.
Reklama
Jednak najbardziej radykalnym wezwaniem do wyzwalającej komasacji zawodowych obowiązków i uwolnienie w ten sposób czasu na inne rozwijające rzeczy jest dopiero wydana w 2007 roku książka młodego Amerykanina Tima Ferrissa. Nosi ona tytuł „Czterogodzinny tydzień pracy. Zwiej przed terrorem »od 9 do 17«, pracuj gdziekolwiek i dołącz do rzeszy nowych bogaczy”. Jego rad nie da się zastosować do warunków pracy i życia większości śmiertelników. Dowcipniś Ferriss sugeruje np., by nie zawracać sobie głowy e-mailami czy komunikatorami. Najlepiej do obsługi komunikacji z klientami wynająć firmę w Trzecim Świecie na zasadzie outsourcingu. Nam, zwykłym trybikom globalnej gospodarki, pozostaje więc raczej praca na 100 proc. 12 w poniedziałek, 23 we wtorek...
W pracy zawsze dawaj z siebie 100 proc. To znaczy w poniedziałek pracuj na 12 proc., we wtorek na 23, w środę na 40, w czwartek na 20, a w piątek na 5 proc. swoich możliwości – za tym żartobliwym hasłem kryje się ekonomiczna intuicja