Za rosyjskie pieniądze Aleksander Łukaszenka przez lata utrzymywał socjalistyczny model gospodarczy. Ostatni kryzys podkopał jednak jego fundamenty. Bank Światowy ostrzega: albo liberalne reformy, albo krach.
Białoruski model gospodarki miał swoje sukcesy: relatywnie niski poziom bezrobocia, znaczne zmniejszenie obszarów ubóstwa. Jednak potencjał łukanomiki wyczerpał się w ostatnich dwóch latach, a cena szybkiego przyrostu PKB okazała się zbyt wysoka. Mińsk musi się reformować, by uniknąć zapaści – takie wnioski płyną z najnowszego raportu Banku Światowego.
W sobotę wizytę na Białorusi zakończył dyrektor regionalny BŚ Fan Qimiao. W jej trakcie zaprezentował obszerny raport na temat stanu miejscowej gospodarki. Wbrew stereotypowi nie brakuje w nim pochwał. „Ostatnia dekada charakteryzuje się wzrostem PKB w wysokości blisko 8 proc. rocznie i imponującym, ośmiokrotnym zmniejszeniem biedy” – czytamy. Odsetek ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa spadł z 47 proc. w 2000 r. do 5 proc. u progu krachu walutowego w 2010 r.

Wzrost pod kroplówką

Wzrost realnych dochodów ludności pozwolił stopniowo przekształcić strukturę wzrostu PKB z opartego wyłącznie na czynnikach zewnętrznych (eksport i rosyjskie dotacje) na rzecz większego udziału konsumpcji wewnętrznej. Realne dochody statystycznego Białorusina wzrosły bowiem od 2000 r. trzykrotnie i choć średnia pensja jedynie na krótki czas przed wyborami 2010 r. przekroczyła równowartość 500 dol., to uwzględniając siłę nabywczą, przeciętny Białorusin zarabiał więcej niż obywatel Łotwy. Był to jednak wzrost pod kroplówką, niemający uzasadnienia we wzroście wydajności. Na tym przez lata polegał model gospodarczy naszego wschodniego sąsiada.
Reklama
Przedstawiciele władz lubią go porównywać do modelu szwedzkiego o wysokim wskaźniku redystrybucji dochodu. Analogia jest jedynie częściowo trafna – szwedzka gospodarka nie jest oparta na nierentownych zakładach molochach, niemodernizowanych od lat, o zawyżonej z przyczyn społecznych liczbie etatów. Pozytywnym skutkiem jest niskie bezrobocie, oficjalnie wynoszące 0,6 proc., w rzeczywistości sięgające 7 proc. (w UE niższy odsetek osób bez pracy występuje tylko w sześciu państwach). Minus – to bardzo wysokie obciążenia podatkowe i coraz wyższe koszty utrzymania białoruskiej wersji welfare state.
Do niedawna było to możliwe dzięki tanim surowcom z Rosji. Rosyjskie dotacje z tego tytułu zbliżyły się w 2006 r. do 20 proc. PKB. Od tego czasu spadły jednak czterokrotnie i Mińsk był zmuszony przestawić się na inną, bardziej kosztowną formę zewnętrznego finansowania – kredyty. Równolegle trwający na świecie kryzys ograniczył eksport, a szybko rosnące pensje zachwiały równowagą całego systemu. „Niezdolność do przywrócenia balansu wpędziła kraj w dwa kryzysy w ciągu ostatnich trzech lat” – czytamy.
Białoruś kosztem narzuconych po dyktatorsku ograniczeń importowych zdołała przywrócić dodatnie saldo w handlu zagranicznym i zwiększyć wartość rezerw walutowych do rekordowego poziomu 8 mld dol. Jednak zdaniem Banku Światowego na dłuższą metę obecne metody kierowania gospodarką są nie do utrzymania. Mińsk nie ma innego wyjścia, jak powrócić na drogę realizowanych w latach 2008 – 2010 liberalnych zmian gospodarczych.
– Rozwój prywatnego sektora odegrałby znaczącą rolę w tworzeniu nowych miejsc pracy i zwiększaniu płac, a co więcej uczyniłby Białoruś mniej zależną od energochłonnej produkcji – mówiła współautorka raportu Gallina Vincelette. Nie obejdzie się więc bez strukturalnych reform. – Im później je przeprowadzimy, tym będą boleśniejsze – zaznacza ekonomistka Iryna Taczycka.

Przejedzone kredyty

W tej sferze BŚ może znaleźć sprzymierzeńca w rządzie Michaiła Miaśnikowicza, który w minionym roku niejednokrotnie ścierał się z administracją prezydenta o politykę gospodarczą. Argumentem przeważającym szalę mogą być pieniądze. Choć żadna ze stron oficjalnie tego nie przyznaje, dokument jest punktem wyjścia do rozmów o kredycie od MFW. 3,5 mld dol. z poprzedniego programu pomocowego, uzyskane w latach 2009 – 2010 zostało przejedzone, choć z drugiej strony presja MFW przyczyniła się do liberalnych zmian w niektórych obszarach gospodarki. W styczniu szefowa banku centralnego Nadzieja Jermakowa wspominała o chęci zaciągnięcia kredytu na podobną do poprzedniej sumę. Mińsk na razie się nie spieszy; w tym roku bankructwo mu nie grozi, za to w latach 2013 – 2014 na samą obsługę długu będzie potrzebować 6,2 mld dol.