Choć w lipcu liczba upadłości firm w Polsce nieco wyhamowała, nie ma co liczyć na poprawę sytuacji w dłuższym terminie. Wręcz przeciwnie – fala bankructw dopiero nadchodzi.

Jak wynika z oficjalnych danych sądowych zebranych przez ubezpieczyciela należności Euler Hermes, w lipcu upadłość ogłosiło 75 polskich przedsiębiorstw. W lipcu ubiegłego roku było ich 76. W ciągu ostatnich siedmiu miesięcy opublikowano ogłoszenia o upadłości 547 polskich firm wobec 451 w tym samym okresie ubiegłego roku.

Tomasz Starus, dyrektor Biura Oceny Ryzyka oraz Główny Analityk w Euler Hermes tłumaczy, że poprawa sytuacji na rynku jest tylko chwilowa. „Jest to specyfika upadłości – także przedsiębiorcy ulegają emocjom, decydując o kontynuowaniu lub zakończeniu działalności, zaprzestaniu walki o utrzymanie płynności finansowej. Na początku roku tak jak wszyscy są pełni obaw co on przyniesie, następnie napięcie trochę opada – najpierw w związku z wakacjami a potem ze zwiększonymi zamówieniami w okresie przedświątecznym” – mówi analityk.

Ostrzega jednak, że ten optymizm nie wystarczy do odwrócenia trendu. „Nic nie zapowiada pojawienia się pozytywnych bodźców w gospodarce, które mogłyby pobudzić gospodarkę - a w efekcie poprawić sytuację firm na tyle, aby liczba upadłości w porównaniu do roku ubiegłego zaczęła w dłuższym okresie spadać lub chociażby przestała trwale rosnąć. Pamiętajmy, że w Polsce liczba upadłości nieprzerwanie zwiększa się począwszy od 2009 roku, czyli także w czasie zdecydowanie lepszej sytuacji gospodarczej, z jaką mieliśmy do czynienia rok-dwa lata temu – mówi Starus.

Euler Herms prognozuje, że spadająca liczba zamówień, zdecydowanie mniejsza liczba nowych inwestycji jak i hamujący popyt wewnętrzny przełożą się na podtrzymanie trendu 20- procentowego wzrostu liczby upadłości, a być może nawet na jego wzmocnienie w czwartym kwartale (za sprawą budownictwa i przemysłu spożywczego).

Reklama

„Spodziewamy się więc, że na koniec roku upadłości będzie nie mniej niż 850 - i są to ostrożne szacunki” – twierdzą analitycy.

Budowlanka tonie

W najgorszej sytuacji są obecnie firmy z branży budowlanej. Aż jedna trzecia przedsiębiorstw, które ogłosiły upadłość pochodziła z tej branży. Drugie tyle to bankructwa firm zaopatrujących budowlankę.

Jak podaje Euler Hermes, od początku roku do końca lipca upadło 157 firm budowlanych – to o 75 proc. więcej niż w tym samym okresie 2011 roku.

Zdaniem analityków, nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie liczba upadłości w budownictwie była mniejsza – mało jest nowych inwestycji, czy to publicznych czy prywatnych, mogących zapewnić branży szybki dopływ nowych środków.

Zmieniła się jednak struktura upadających firm. Teraz bankrutują głównie mniejsze spółki, najczęściej podwykonawcy. Falę upadłości największych przedstawicieli branży budowlanej mamy już za sobą.

„Wciąż mogą upadać firmy o obrotach nawet kilkudziesięciu czy kilkuset milionów złotych, natomiast nie będą to już firmy wielkości PBG, o obrotach idących w miliardy złotych. Poza tą firmą i Polimeksem Mostostal (mającym dobry i bardzo perspektywiczny portfel zamówień, co znalazło uznanie w oczach banków, które jak na razie przystały na proponowane im porozumienie) największe przedsiębiorstwa są bowiem de facto własnością zagranicznych grup budowlanych, które zapewniają im finansowanie – nie są więc one zależne od krajowych banków czy nabywców obligacji” – czytamy w raporcie Heuler Hermes.

Tonąca budowlanka pociąga za sobą wiele innych branż. Wśród bankrutów szczególnie dużą grupę stanowią producenci i dostawcy drewna oraz wyrobów betonowych, ale pojawiły się też firmy wykonujące instalacje elektryczne, prace ziemne czy transportowe.

„Koło zamachowe gospodarki, jakim jest budownictwo, pracuje obecnie wstecz – sprawia problemy, a nie jest siłą napędową branż współpracujących” – ocenia Grzegorz Hylewicz, dyrektor Windykacji w Euler Hermes.

Ekspert podkreśla, że mimo trudnej sytuacji w budownictwie, branży nie można skreślać. Wiele firm wciąż prowadzi rozsądną politykę finansową i zdywersyfikowaną działalność, udaje im się więc nadrobić straty na bardziej dochodowych zleceniach.

W takich sektorach jak produkcja przemysłowa, usługi i hurt sytuacja finansowa przedsiębiorstw nie uległa pogorszeniu. Poziom upadłości w tych branżach jest w miarę stały. Gorzej jest w transporcie i handlu detalicznym. „Popyt na rynku wewnętrznym przechodzi w fazę stagnacji – w efekcie upadają nie tylko sklepy spożywcze czy drogeryjne (konsumenci szukający oszczędności częściej kupują w dyskontach), ale także wyspecjalizowane w dobrach, których zakup można odłożyć – np. ze sprzętem sportowym czy komputerowym. Łącznie liczba upadłości sklepów detalicznych wzrosła od początku roku o 65 proc. w stosunku do roku ubiegłego” – pisze Euler Hermes.

Mapa upadłości w Polsce

W ciągu ostatnich 7 miesięcy najwięcej przedsiębiorstw upadło w województwie mazowieckim (132 przypadki), najmniej - w lubuskim (7). Regułą jest to, że najmniej bankructw występuje w regionach mniej uprzemysłowionych, w których firmy nie są silnie uzależnione od koniunktury zewnętrznej.

Pod względem dynamiki wzrostu liczby bankrutujących firm w najlepszej sytuacji jest jednak region łódzki – tutaj upadłości nie przybywa w tak dużym tempie, jak w innych regionach kraju (od początku roku upadło tu 21 firm, podczas gdy w tym samym okresie 2011 – 29).

„Wynika to także ze specyfiki biznesu w tym regionie – łódzkie firmy są w nie mniejszym stopniu otwarte na eksport czy wymianę handlową poza swoim województwem niż te z najsilniejszych gospodarczo regionów, ale… Są to od nich z reguły firmy mniejsze – a więc także bardziej elastyczne oraz bazujące na kapitale własnym (mniej uzależnione od usztywniającego się stanowiska banków). Podobnie wzrost liczby upadłości nie jest jeszcze obserwowany na Pomorzu” – czytamy w raporcie.

Euler Hermes zaznacza, że wspomniane spowolnienie obiegu należności, mniejsze zamówienia i częstsze straty przełożyły się już także na wyniki śląskich firm, które jeszcze w pierwszych miesiącach tego roku radziły sobie nie gorzej niż w roku ubiegłym. Obecnie trend ten odwrócił się i liczba upadłości na Śląsku jest większa niż rok temu – od początku ogłoszono ich 54 w stosunku do 52 w 2011 roku. Z kolei znaczny wzrost (w stosunku do ubiegłego roku, a nie bezwzględnie) ma w tym roku miejsce w woj. podlaskim, świętokrzyskim czy lubelskim.

ikona lupy />
Wzrost liczby upadłości, źródło: Euler Hermes / Media