Wracają dyskusje o tym w jaki sposób można by się pozbyć Grecji ze strefy euro lub jak nie doprowadzając do zupełnego fiaska europejskiego projektu, pozostawić strefę euro wyłącznie w gronie odpowiedzialnych fiskalnie krajów.

Wariantem alternatywnym w rozumieniu wielu jest dalsze drukowanie pieniędzy, przy pogłębiającej się recesji i wymuszaniu na zagrożonych krajach kolejnych oszczędności.

Czarno-białe prezentowanie świata jak zwykle jest fałszywe. Niemniej dziś tak właśnie postrzegana jest alternatywa. Wraz z upływem czasu dylemat ten wręcz się wyostrza, coraz większy jest sprzeciw społeczeństw Południa wobec wprowadzanych oszczędności, ale też w krajach Północy rosną w siłę przeciwnicy finansowania zagrożonych państw. Rośnie też poziom nastrojów antyeuropejskich.

Jak na razie jednak w kwestii utrzymania wartości, jaką jest Unia Europejska, panuje silny konsensus wśród przywódców Europy. Tyle że tak nie musi być wiecznie. Już niedługo wybory mogą wygrać siły bardziej sceptyczne wobec konceptu wiecznego finansowania krajów biednych przez kraje bogatsze. Może to być Finlandia, może Dania, a być może jeden z większych krajów Północy. Ten sposób myślenia jest dziś wyraźnie widoczny w Wielkiej Brytanii, gdzie premier Cameron, występując tym razem jako szef Partii Konserwatywnej, rozważał niedawno rozpisanie referendum w sprawie członkostwa w Unii.

Tak czy inaczej cały projekt europejski jest na ostrym wirażu i seria prostych błędów może doprowadzić do katastrofy tego przedsięwzięcia. Pytanie, jakie powinno być stanowisko i postawa Polski w tych sprawach. To oczywiście nie od nas będzie zależało, jaka przyszłość czeka w najbliższym czasie Grecję, Hiszpanię czy Włochy. Nie mamy też wpływu na strategię realizowaną przez EBC.

Reklama

Nie możemy jednak wyłącznie czekać z boku i obserwować jedynie przebiegu procesu. Nie chodzi o to, aby zgłaszać własne propozycje rozwiązania problemów w Europie, ale o to, aby określić strategiczne cele gospodarcze i polityczne. Z politycznego punktu widzenia dylematu nie widać, Polska ze swoimi historycznymi doświadczeniami powinna dążyć do tego, aby być w centrum Europy, wśród jej decydentów (z uwzględnieniem wszystkich proporcji). Aby było to możliwe, Polska będzie musiała w niedalekiej przyszłości zaangażować się w pełni w projekt europejski. Do zrealizowania tego niezbędne będzie przystąpienie do obszaru wspólnej waluty.

I tu pojawia się pytanie ekonomiczne, czy nam się to opłaca. Nie jest to koncept specjalnie popularny w Polsce, ciężko też deklarować członkostwo w mechanizmie, który znajduje się w okresie swojej największej przebudowy. Jeśli przebudowa ta się uda i euro przetrwa, w obecnej lub zawężonej liczbie uczestników, to do takiego projektu musimy przystąpić. Ma szansę być to bowiem oaza stabilności i rozwoju. Brzmi to dzisiaj zapewne zupełnie obco, ale restrukturyzacje przeprowadzane w kryzysie albo się nie udają, albo też okazują się uzdrowieńcze. Elastyczny kurs walutowy zastąpimy wtedy niższymi kosztami transakcyjnymi i większą wiarygodnością. Tak się stanie tylko w przypadku, kiedy Europa wyjdzie z kryzysu wzmocniona.

Coraz mniej osób chyba w to wierzy. Ale sceptycyzm liderów opinii nie może determinować naszej strategii wobec Europy. Nie możemy prezentować postawy zupełnie pasywnej. Powinniśmy się zaangażować w ratowanie projektu europejskiego, oczywiście na miarę naszych możliwości. Uważam, że w dłuższym okresie, jeśli wspólna Europa będzie polegać na oddaniu części zadań wspólnocie, to w polskim interesie leży uczestnictwo w takim rozwiązaniu. Nie jesteśmy bowiem wyspą ani też tak silnym bytem gospodarczym jak Wielka Brytania, aby móc pozwolić sobie na zupełnie oddzielne funkcjonowanie. Nawet w przypadku Wielkiej Brytanii ta niezależność nie jest wcale taka pewna. Dla biznesu brytyjskiego strefa euro jest główną destynacją eksportową i powiązania gospodarcze są znacznie silniejsze, niż wydaje się to tamtejszym politykom i opinii publicznej. Polska jest znacznie bardzie zależna zarówno gospodarczo, jak i politycznie od Europy.

Nie jesteśmy aż tak silnie zintegrowani z Niemcami jak Czesi i chyba nigdy nie będziemy ze względu choćby na rozmiar naszego kraju i znacznie większy rynek wewnętrzny. Nie wspominając o zupełnie innym położeniu geopolitycznym. Dlatego nasza strategia powinna być w pełni europejska z możliwością dołączenia do centrum Europy wtedy, kiedy będzie to możliwe i uzasadnione. Paradoksalnie nowy podział Europy na Północ i Południe jest dla nas znacznie lepszy niż podział na Wschód i Zachód. To trzeba wykorzystać.