"Według mojej wiedzy termin 17 marca 2013 r. już nie obowiązuje. Rada nadzorcza naradzi się, co dalej i czy trzeba wyznaczyć nowy termin" - powiedział dziennikowi "Die Welt" przewodniczący komisji transportu w Bundestagu Anton Hofreiter z partii Zielonych.

Posiedzenia rady nadzorczej spółki, budującej lotnisko im. Willy'ego Brandta w Berlinie ma zebrać się w czwartek. Według nieoficjalnych informacji nie potwierdzi ona dotychczasowego terminu otwarcia portu lotniczego, ale też nie wyznaczy nowego.

Otwarcie nowego berlińskiego lotniska przekładano w ostatnim czasie już dwukrotnie. Na początku maja, zaledwie na trzy tygodnie przed planowana inauguracją portu lotniczego, okazało się, że pierwotny termin nie zostanie dotrzymany, bo system ochrony przeciwpożarowej nie jest w pełni sprawny. Najpierw zakładano, że lotnisko ruszy dopiero po wakacjach, lecz po dokładniejszym zbadaniu skali niedociągnięć nowy termin zakończenia inwestycji wyznaczono na 17 marca 2013 r.

Najnowsze raporty techniczne wskazują jednak, że niesprawny system ochrony przeciwpożarowej nie był jedynym powodem opóźnień, a na cztery tygodnie przed pierwotnym terminem otwarcia lotnisko było gotowe do spełniania wszystkich swych funkcji tylko w 56 proc. Bez zarzutu nie funkcjonował m.in. system odprawy bagażowej oraz kontroling, a w planach brakowało ważnych danych.

Reklama

"Brakuje mi fantazji, by wierzyć, że termin 17 marca 2013 r. może zostać dotrzymany" - przyznał polityk berlińskiej chadecji Dieter Dombrowski.

Koszty inwestycji eksplodowały tymczasem do 4,5 mld euro i są o 1,71 mld większe niż początkowo zakładano. W czwartek rada nadzorcza spółki budującej port lotniczy BER będzie musiała zająć się kolejnym skandalem. We wtorek tygodnik "Stern" ujawnił bowiem, że jednym z pracowników ochrony na budowie był islamski radykał, berlińczyk Florian L., który po przejściu na islam przyjął imię Abu Azzam al Almani i należał do ruchu radykalnych salafitów.

Krajowa policja kryminalna przyznała, że istnieje obawa, iż Florian L., który od kilku tygodni był pod obserwacją służb, mógł brać udział w przygotowaniu zamachu na terenie Niemiec. Według rzecznika lotniska Ralfa Kunkela ochroniarze zatrudnieni przez prywatną firmę, w tym L., pracowali poza terenem budowy i mieli dostęp tylko do budynków administracji.