Sądowa batalia z amerykańskim koncernem to dla Samsunga dar z nieba. Będzie miał szansę udowodnić, że słusznie należy mu się miejsce wśród najbardziej innowacyjnych firm świata.
Jeśli czytacie ten artykuł w drodze, to najprawdopodobniej używacie elektronicznego urządzenia firmy Apple lub Samsung. Do chwili, w której skończycie (10 min), te dwie firmy sprzedadzą 5 tys. smartfonów. Wszyscy znają Apple’a: od 2007 roku iPhone’y rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Jednak dziś liderem jest Samsung. Z każdych pięciu sprzedanych smartfonów tych dwóch marek trzy wyprodukował Samsung. To osiągnięcie robi jeszcze większe wrażenie, jeśli wziąć pod uwagę, że największy koncern Korei wszedł na ten rynek w 2012 roku.
W tym samym roku stał się także największym koncernem w branży technologicznej pod względem sprzedaży, wyprzedzając m.in. takie tuzy jak Hewlett-Packard i Hitachi. Zysk netto, który w zeszłym kwartale wyniósł 4,5 mld dol., plasuje go na drugim miejscu na Nasdaq Composite – po Apple’u, ale przed Intelem i Google’em. W Azji osiągnięcia Samsunga wyglądają jeszcze bardziej imponująco; w drugim kwartale spółka zarobiła więcej niż wszystkie japońskie firmy technologiczne razem wzięte.
Po brawurowym wejściu na rynek Samsung dostąpił najwyższego wyróżnienia: zmierzy się w patentowej wojnie z Apple’em. Dzięki temu inwestorzy przekonają się, czy firma należy do nowego pokolenia potężnych oraz kreatywnych azjatyckich spółek, czy jest bardziej udaną wersją Sony, Sharpa czy Panasonica, coraz szybciej upadających japońskich koncernów technologicznych.

Inna bajka

Reklama
Giganci z Kalifornii mieli początki w garażach. Samsung był lepiej zorganizowany, ale zaczynał od prostych wyrobów. W 1969 roku zaczął produkować radia tranzystorowe. W połowie lat 90. nadal tak głęboko tkwił w produkcji masowej ze średniej półki, że Lee Kun-hee, syn założyciela i od 1987 roku prezes, spalił na stosie 150 tys. komórek i zagroził, że zrobi to znowu, jeśli pracownicy nie wymyślą nic lepszego. Samsung to firma z energicznym kierownictwem, jednak puszczenie z dymem 50 mln dol. nie świadczy o trosce o inwestorów. Ale tak działają czebole, które zdominowały życie gospodarcze Korei, a Samsung jest z nich największy.
Pierwszym wyzwaniem dla ewentualnego inwestora jest próba poznania schematu czebolu. Inne części imperium i rodzina Lee są właścicielami 30 proc. udziałów w Samsung Electronics, głównej firmie konglomeratu. Ta z kolei ma akcje m.in. w Samsung Heavy Industries, Samsung Card i Samsung Electro-Mechanics. Są jeszcze inne przedsięwzięcia, jak Samsung Biologics. To spółka zajmująca się opracowywaniem leków biopodobnych, która należy do Samsung Electronics, handlowej firmy Samsung C&T oraz Samsung Everland, zarządzającej parkiem rozrywki.
Zdezorientowani? Nie wy jedni, ale z tej plątaniny bierze się zaniżona wycena Samsung Electronics. Jednak zwolennicy czeboli twierdzą, że łączenie różnych rodzajów działalności – portów, stoczni, nieruchomości, telekomunikacji czy usług komunalnych – przynosi stabilne dochody. Taki układ jest typowy dla Azji, ale inwestorzy najbardziej odczuwają to w Korei. Zaniżenie wyceny Samsunga jest jeszcze większe, jeśli wziąć pod uwagę aktywa. Cena akcji Apple’a 5-krotnie przewyższa wartość księgową spółki, a przecież ponad dwie trzecie jego majątku stanowią gotówka i bezpieczne papiery, takie jak obligacje skarbowe i korporacyjne, które nie generują znaczących zwrotów. Akcje Samsunga są wyceniane mniej niż na 2-krotność wartości księgowej, choć połowa jego aktywów to nieruchomości i urządzenia, które mogą przynosić nowe zyski. To wszystko nie oznacza jeszcze, że Samsung jest niesłusznie niedoceniany w porównaniu z Apple’em. Ogromne znaczenie ma także to, na ile sprawnie zarządza swoją rozległą działalnością.
Jeśli wziąć jakikolwiek skrót z dziedziny technologii, najczęściej okazuje się, że Samsung jest w niej liderem. Poza smartfonami koncern jest numerem jeden, jeśli chodzi o produkcję komputerowych pamięci DRAM, monitorów LCD i pamięci typu NAND dla telefonów komórkowych i tabletów.
Jednak utrzymanie pozycji lidera sporo kosztuje, więc Samsung ciężko pracuje nad nowościami. Około jednej czwartej z 220 tys. jego pracowników zajmuje się badaniami i rozwojem nowych produktów. Koncern zajmuje drugie miejsce w USA, tuż za IBM, pod względem liczby patentów złożonych w ciągu ostatnich sześciu lat.
Oprócz wydatków na badania i rozwój Samsung co roku ogłasza tak wielki budżet inwestycyjny (capex), że wygląda to wręcz na próbę zastraszenia rywali. W tym roku koncern już wydał 12 mld dol., a to połowa zaplanowanej sumy. Capex wynosi aż 11 proc. obrotów firmy – zaledwie o 3 pkt proc. mniej niż w przypadku zajmującego pierwsze miejsce Intela. Dla porównania Sony, którego wydatki inwestycyjne maleją z powodu nieustannej restrukturyzacji, wydaje na rozwój i wdrażanie nowych produktów tylko 5 proc. zysków ze sprzedaży.
Jednak najważniejsze znaczenie ma nie to, ile wydajesz, ale jak. Na tle rywali Samsung wygląda dobrze: generuje 1,40 dol. zysku z każdego zainwestowanego dolara, a np. Intel tylko 70 centów. Apple jest klasą samą w sobie, bo zarabia aż 4 dol. na każdym wydanym dolarze, ale warto pamiętać, że przed 2004 rokiem ta suma wynosiła tylko 1,30 dol. Warto też sobie przypomnieć, że Sony w czasach swojego największego rozkwitu osiągał zwrot w wysokości 80 centów, choć sprzedaż rosła w tempie 25 proc. rocznie.
Wszystko świadczy o tym, że sukces nie uderzył Samsungowi do głowy i firma nie przestała inwestować w swój rozwój. Przyczyną może być to, że mimo imponujących obrotów rentowność sprzedaży jest tragiczna. Marże zysku są o ponad połowę mniejsze w porównaniu z największymi amerykańskimi rywalami, w tym głównym konkurentem – Apple’em, a zwrot z kapitału własnego jest równie słaby, co u innych koncernów azjatyckich.

Od zalotów do sądu

O tym, czy Samsung dostanie szansę dorównania Apple’owi (o ile tego chce), rozstrzygnie niedługo sąd. Ta rozprawa będzie fascynująca nie tylko dlatego, że dwaj światowi giganci hi-tech zetrą się na oczach świata, lecz także dlatego że jej wynikiem może być jeden z najbrudniejszych biznesowych rozwodów w historii.
Według ocen Samsunga dostarcza on ok. 1/4 wszystkich komponentów dla iPhone’ów i iPadów, łącznie ze słynnym ekranem retina, procesorami oraz kartami pamięci. Apple jest również największym klientem Samsunga. Żadna z firm nie jest w stanie szybko wycofać się z tego związku, niezależnie od tego, na ile ostra będzie sądowa batalia.
Wbrew pozorom starcie z Apple’em może być dla Samsunga korzystne: da w końcu inwestorom odpowiedź na pytanie, czy czebol tylko sprytnie kopiuje pomysły innych, czy rzeczywiście jest innowacyjną firmą. Na razie historia potwierdza pierwszą tezę: nazwa spółki oznacza „Trzy gwiazdy” i jest nawiązaniem do logo japońskiego Mitsubishi, w którym widnieją trzy diamenty. Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku: koncern szybko wdraża innowacje i przejmuje nowe technologie, choć rzadko je tworzy.
Jak każda firma, która chce być liderem, musi mieć kierownictwo, które potrafi szybko rozpoznać rynkowy hit. W przypadku Samsunga inwestorzy muszą wierzyć, że rodzina Lee będzie podejmowała właściwe decyzje. Nie ulega wątpliwości, że Lee Kun-hee ma imponujący dorobek po ćwierćwiekowym zarządzaniu firmą. Plotki głoszą, że osobiście podejmował decyzje, które półprzewodniki mają być produkowane. Dotychczas inwestorzy byli nagradzani za zaufanie, którym go obdarzali: w ostatnich pięciu latach zwroty z akcji Samsunga wynosiły 125 proc. Ten wynik blednie w porównaniu z 360 proc. Apple’a, ale jest bardzo dobry na tle słabych wyników KOSPI innych firm z S&P 500.
Lee Kun-hee ma 70 lat. Jego syn i następca Jay Lee jest dyrektorem wykonawczym. Czy potrafi rozpoznać kolejny hit? Konglomerat ogłosił właśnie zamiar zainwestowania 21 mld dol. w pięć obszarów: baterii słonecznych, akumulatorów dla samochodów hybrydowych, technologii OLED, bioleków i sprzętu medycznego. Każda inwestycja dotyczy Samsung Electronics lub spółki z nią związanej.
Odwaga w eksplorowaniu nowych obszarów pokazuje, że Samsung nie zamierza w swoim rozwoju ograniczać się tylko do pewniaków takich jak smartfony. Rodzina Lee również jasno daje do zrozumienia, że podstawowy sposób działania koncernu się nie zmieni. To oni znajdują potencjalnie atrakcyjny obszar i dostarczają innowacyjnych rozwiązań, nie próbując samodzielnego przeprowadzenia rewolucji.
To czyni Samsunga jednym z najlepszych na świecie w tym, co robi, ale nie światowym liderem, takim jak Google czy Apple. Inwestorzy widzą tę różnicę i odpowiednio go wyceniają.
Czekająca Apple’a oraz Samsunga sądowa batalia będzie fascynująca nie tylko dlatego, że dwaj światowi giganci zetrą się na oczach świata, lecz także dlatego, że jej wynikiem może być jeden z najbrudniejszych biznesowych rozwodów świata.
ikona lupy />
iPhone 4 od Apple. Fot. Bloomberg / Bloomberg