Choć każde z państw członkowskich ma przyznaną przez Komisję Europejską określoną pulę pieniędzy na realizację przedsięwzięć, czasem pojawiają się nadwyżki. Wynikają głównie z oszczędności przy realizacji projektów, co powodowane jest wahaniami kursu euro wobec złotego. W tej chwili np. duże oszczędności są w projektach środowiskowych, m.in. wodno-kanalizacyjnych.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego przyznaje, że zazwyczaj tych ekstrapieniędzy nie jest dużo, więc stosunkowo łatwo je zagospodarować. Ale zdarzają się wyjątki. Na przełomie lat 2008 i 2009 niespodziewanie przybyło 2,5 mld zł. Trzeba było szybko je wydać, w przeciwnym wypadku pieniądze by przepadły. Ale samorządy dopiero rozpoczynały realizację projektów w ramach perspektywy 2007 – 2013. Szybko więc nadwyżkę zagospodarowano, podnosząc poziom dofinansowania w wielu projektach np. z 50 do 85 proc.
Zdaniem MRR istnieje prawdopodobieństwo, że podobna sytuacja będzie miała miejsce na przełomie lat 2013 i 2014. – Dlatego namawiam samorządy, aby jeżeli mają jakiś projekt, zaczynały go realizować z własnych pieniędzy, bo potem mogą dostać zastrzyk gotówki – mówiła w wywiadzie dla DGP minister Elżbieta Bieńkowska.
Jednak tym razem samorządy nie są zainteresowane. Bo są w kiepskiej sytuacji finansowej, nie planują tylu nowych projektów, co w latach 2008 – 2009, a dodatkowo czują na sobie bat ministra finansów w postaci reguły wydatkowej. W tej sytuacji nie zamierzają ryzykować. – Cenimy panią Bieńkowską, ale sama deklaracja, że pojawią się jakieś dodatkowe środki, to za mało. Obecnie miasta pracują nad budżetami na przyszły rok i decyzje radnych nie mogą być oparte na niejasnych zapowiedziach rządu. Tym bardziej że zadłużanie się w najbliższych kilku latach będzie bardzo trudne – stwierdza dyrektor biura Związku Miast Polskich Andrzej Porawski. Dodaje, że jeśli jakieś miasto nie ma teraz długów, znaczy to tylko tyle, że nawet wcześniej, w sprzyjających okolicznościach, nie podejmowały ryzyka. Tym bardziej nie zrobią tego teraz.
Reklama
Zdaniem starosty żywieckiego Andrzeja Kalaty perspektywa nadwyżki jest kusząca, ale na razie samorządy o niej nie myślą. Mają inny problem. – To oczekiwanie na wypłatę już przyznanych środków z Brukseli – mówi starosta. Dobrze, jeżeli jest to tylko rok. Ale czasami wypłata następuje po dwóch latach. W tym czasie miasto musi kredytować inwestycję, a to generuje odsetki. – W efekcie nie mamy kapitału na realizację kolejnych projektów – tłumaczy Kalata.
Wychodzi zatem na to, że wraz z kończącą się perspektywą finansową zmieniają się priorytety samorządów. Już nie chodzi o pozyskiwanie kolejnych środków na wkład własny przy projektach, ale bardziej o ustabilizowanie lokalnych budżetów. Inaczej narażą się ministrowi finansów. Nic więc dziwnego, że nikt nie chce wychodzić przed szereg.

Mała gmina, duży problem z unijnymi pieniędzmi

Najmniej aktywne w wykorzystywaniu pieniędzy z UE są niewielkie miejscowości. W maju br. NIK opublikowała raport pt. „Pozyskiwanie środków z budżetu Unii Europejskiej przez małe jednostki samorządu terytorialnego”. I wskazała konkretne problemy, które utrudniają małym samorządom korzystanie ze wsparcia z Brukseli. Są to:

● brak środków własnych na sfinansowanie wkładu własnego,

● zbyt skomplikowane procedury, w tym konieczność składania wraz z wnioskiem o dofinansowanie dużej liczby załączników sporządzanych często odpłatnie (zmusza to gminy do ponoszenia kosztów bez gwarancji przyjęcia ich projektów do dofinansowania),

● zbyt długie oczekiwanie na refundację wydatków poniesionych na realizację inwestycji finansowanych przy udziale środków unijnych. Prowadzi to do zachwiania płynności finansowej małych jednostek, a w przypadku realizowania danej inwestycji przy udziale kredytów wymusza zadłużanie się na dłuższy okres. To zaś zwiększa koszty ponoszone na dane zadanie.