W ciągu dekady liczba pań z prawem jazdy wzrosła aż ośmiokrotnie.
To, co gołym okiem widać na ulicach, wreszcie potwierdziła statystyka – coraz większy odsetek kierowców to kobiety. O ile na koniec 2001 r. zaledwie 902 tys. Polek miało prawo jazdy, to na koniec ubiegłego roku było ich już prawie 7 mln. Dekadę temu stanowiły 30 proc. kierowców, podczas gdy obecnie ich udział zbliża się do 40 proc. I rośnie w tempie 1 pkt proc. rocznie – wynika z obliczeń DGP dokonanych na podstawie danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Zdaniem ekspertów ruchu drogowego i socjologów śmiało możemy już mówić o motoryzacyjnym parytecie. Płeć piękna na dobre rozgościła się w fotelu kierowcy.
– Takie czasy. Samochód jest takim samym narzędziem codziennego użytku jak choćby telefon – mówi Maria Rogaczewska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Co więcej, im dynamiczniej rośnie liczba zmotoryzowanych pań, tym szybciej kruszy się stereotyp „baby za kółkiem”. – Malowanie się na skrzyżowaniu czy powolna jazda lewym pasem są coraz rzadsze. Wiele pań umiejętnościami dorównuje mężczyznom – uważa inspektor Marek Konkolewski z biura ruchu drogowego Komendy Głównej Policji. Jego zdanie potwierdzają dane Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Warszawie, gdzie egzaminowani są kandydaci na kierowców. Wynika z nich, że zdawalność mężczyzn i kobiet przy pierwszym podejściu kształtuje się na identycznym poziomie i wynosi ok. 30 proc.
Reklama
Z obserwacji socjologów i policji wynika również, że panie za kółkiem są ostrożniejsze niż panowie, potrafią lepiej przewidywać sytuacje na drodze, przywiązują większą wagę do stanu technicznego auta i bardziej dbają o bezpieczeństwo innych osób na drodze. Wady? – Ciągłe problemy z parkowaniem – ocenia Konkolewski.
To, że kobiety jeżdżą bezpieczniej, potwierdzają statystyki KGP. Wynika z nich, że w ub.r. spowodowały 19,9 proc. spośród 40 tys. wszystkich wypadków na polskich drogach.
Z drugiej strony jednak, jak dowodzą badania jednej z brytyjskich firm ubezpieczeniowych, jeśli już spowodują wypadek, do winy przyznają się niechętnie. Aż 78 proc. z nich odpowiedzialność zrzuca na innych kierowców, pogodę, stan drogi czy – cytując same bohaterki – „nagłe wystąpienie usterki w samochodzie”. Brytyjczycy prowadzą nawet bazę najciekawszych tłumaczeń używanych przez kobiety. Wśród nich znalazło się m.in. takie: „O 8.15 wyjechałam z posesji i uderzyłam w autobus. To nie moja wina, że tego dnia był spóźniony o 15 minut”.