Od przyszłego tygodnia McDonald’s, największa na świecie sieć fast foodów, umieści w każdym z 14 tysięcy swoich lokali w Stanach Zjednoczonych tablice z informacjami o liczbie kalorii zawartej w poszczególnych elementach menu. Można się będzie dowiedzieć np., że Big Mac ma tych kalorii 550, duża porcja frytek – 500, Filet-O-Fish – 380, zaś McChicken – 320. Co więcej, McDonald’s zdecydował się na ten krok niemal dobrowolnie.
Niemal, bo przepisy wymagające podawania liczby kalorii przez sieciowe bary i restauracje obowiązują na razie tylko w Kalifornii, Nowym Jorku i kilku innych miastach. Wprawdzie ustawa rozciągająca taki wymóg na cały kraj została już przyjęta, ale jak się oczekuje, wejdzie w życie dopiero pod koniec przyszłego roku. Liczbę kalorii oraz wartość odżywczą potraw będą musiały podawać wszystkie sieci restauracji mające więcej niż 20 lokali.
Uprzedzające działanie McDonald’s jest całkiem rozsądnym zagraniem, bo po pierwsze może przekonywać klientów, że serwowane przez niego potrawy są mniej kaloryczne od konkurencyjnych (np. Whopper w Burger Kingu ma 600 kalorii), a po drugie – informować, że liczba kalorii spada, bo takie są plany firmy na najbliższe lata. Zresztą McDonald’s nie jest wcale pierwszy – ponad dwa lata temu zdecydowała się na to firma Panera Bread, a efekt był taki, że około 20 proc. klientów zaczęło zamawiać mniej kaloryczne potrawy. Z kolei sieć kanapkowa Subway pokazując liczbę kalorii, reklamuje się jako zdrowsza alternatywa dla McDonalda czy Burger Kinga. Sam McDonald’s natomiast informacje o liczbie kalorii podaje już od pewnego czasu na niektórych innych rynkach. Jesienią zeszłego roku wprowadził je we wszystkich lokalach w Wielkiej Brytanii, pojawiły się one także w Polsce.
Nie zmienia to faktu, że życie producentów fast foodów staje się coraz trudniejsze, bo coraz więcej krajów wprowadza ograniczenia w sprzedaży niezdrowej żywności lub nakłada na nią wyższe podatki. Celują w tym, oprócz Stanów Zjednoczonych, państwa Unii Europejskiej. I tak np. we Francji już w 2005 r. wycofano ze szkół automaty sprzedające napoje gazowane i batony czekoladowe, zaś dwa lata później wprowadzono nakaz umieszczania ostrzeżeń o szkodliwości dla zdrowia w reklamach tych produktów. Na Łotwie w 2006 r. w ogóle zakazano w szkołach i przedszkolach sprzedaży wszelkiego śmieciowego jedzenia. Brytyjczycy w 2005 r. wycofali ze szkół automaty z napojami i słodyczami, a dwa lata później zakazano reklamowania ich w telewizji w sąsiedztwie programów dla dzieci i młodzieży. Innym sposobem wymuszania bardziej zdrowych nawyków żywieniowych są podatki. W 2010 r. Dania obłożyła słodycze i napoje gazowane 25-procentowym obciążeniem, zaś rok później zwiększyła podatki na produkty z wysoką zawartością tłuszczu. W zeszłym roku Węgry opodatkowały produkty z wysoką zawartością cukru, soli i kofeiny, zaś Finlandia – słodycze. Z kolei od początku tego roku Francja nałożyła wyższe podatki na napoje sztucznie dosładzane.
Reklama