Palestyńscy politycy ostrzegają, że obecny kryzys finansowy doprowadzi do upadku Autonomii Palestyńskiej.

Izrael stara się ryzyko zażegnać, łagodząc nałożone wcześniej restrykcje. Jednak według Banku Światowego potrzebne są głębokie zmiany strukturalne.

W sobotę w Nowym Jorku odbyło się spotkanie dawców finansujących budżet władz Autonomii Palestyńskiej (AP). Minister finansów AP Nabil Kasis powiedział po spotkaniu, że bez szybkiego zastrzyku gotówki, palestyńskie instytucje nie będą w stanie kontynuować.

"Rozwiązanie [konfliktu] oparte na istnieniu dwóch państw jest zagrożone, jeśli AP nie będzie w stanie kontynuować swoich działań i przygotowywać się do rozwiązania dwupaństwowego" - powiedział Kasis w niedzielę.

Dawcy nie wywiązali się z zapowiedzi wypłaty 300 milionów dolarów obiecanych władzom AP; dwie trzecie z tej kwoty to pieniądze ze Stanów Zjednoczonych.

Reklama

AP zarządza ok. 40 proc. Zachodniego Brzegu - strefami A i B, które obejmują palestyńskie miasta i stanowią porozrzucane, odseparowane od siebie wyspy. Pozostała część Zachodniego Brzegu to tzw. strefa C. Opublikowany w środę raport Banku Światowego odpowiedzialnością za problemy palestyńskiej gospodarki obarcza izraelski rząd sprawujący władzę nad strefą C.

"Ograniczenia nałożone przez rząd Izraela są w dalszym ciągu przeszkodą dla potencjalnych prywatnych inwestycji i dla zrównoważonego rozwoju gospodarczego. Co najważniejsze, trwająca geograficzna fragmentacja strefy C (planowana w ramach układów z Oslo jako tymczasowe rozwiązanie) stanowi wiążące ograniczenie dla prawdziwego wzrostu ekonomicznego, kluczowego dla przyszłego palestyńskiego państwa. Znaczenie strefy C leży w jej ciągłości geograficznej; strefa C łączy 227 osobnych jednostek geograficznych (strefy A i B). Jest kluczem do ekonomicznej spójności" - piszą autorzy raportu.

W strefie C znajduje się też większość zasobów wody, ziem uprawnych,najważniejsze surowce naturalne, wolne ziemie oraz izraelskie osiedla kontrolujące 42 proc. terytorium rozczłonkowanego Zachodniego Brzegu - wylicza Bank Światowy.

Wiceminister izraelskiego MSZ Danny Ajalon przedstawiły na spotkaniu donorów podjęte przez Izrael kroki na rzecz złagodzenia trwającego kryzysu: Izrael zaaprobował 14 projektów realizowanych przez USAID w strefie C (budowa i renowacje szkół i przychodni) i wydał dodatkowych 7 tysięcy pozwoleń na pracę dla Palestyńczyków w Izraelu. Poza tym, według dziennika "Haarec", izraelski rząd zaczął bez opóźnień przekazywać Palestyńczykom zbierane w imieniu AP podatki.

Na początku września przez Zachodni Brzeg przetoczyła się fala protestów przeciwko rosnącym kosztom życia. "Haarec" pisze, że władzami Izraela kierowały obawy, że protesty dotychczas skierowane głównie przeciwko palestyńskiemu premierowi Salamowi Fajadowi obrócą się z czasem przeciwko izraelskiej armii okupującej Zachodni Brzeg.

Palestyńska ulica szumiała od plotek o tym, że protesty przeciwko Fajadowi były inspirowane i organizowane przez Fatah, główną partię sprawującą władzę na Zachodnim Brzegu. W poniedziałek gazeta "al-Hajat" doniosła, że te same oskarżenia wysunął palestyński prezydent Mahmud Abbas podczas spotkania z palestyńskimi politykami i zagroził, że w każdej chwili może ustąpić ze stanowiska i rozpisać nowe wybory parlamentarne i prezydenckie.

Choć protesty wygasły po kilku dniach, związkowcy zagrozili ich wznowieniem, jeśli rząd nie podejmie kolejnych kroków, by ulżyć sytuacji Palestyńczyków. W poniedziałek Ministerstwo Gospodarki ogłosiło, że osiem podstawowych produktów będzie poddanych ograniczeniom cenowym, w związku z tym kilogram białego chleba nie powinien kosztować więcej niż cztery szekle (3,2 zł), a dwa kilogramy jajek - maksymalnie 18 szekli (14,8 zł).

"Kupuję teraz pół kilo cukru, pół kilo mąki - połowę tego, co kupowałam wcześniej. Nie mamy pieniędzy na więcej. Większość ludzi tutaj nie ma pracy" - mówi w rozmowie z PAP Islam Abu Auda, matka pięciorga dzieci, która mieszka w obozie dla uchodźców Aida pod Betlejem. W obozach dla uchodźców jest wyjątkowo wysoki poziom ubóstwa w porównaniu z resztą terytoriów palestyńskich.

Islam, podobnie jak większość protestujących Palestyńczyków, odpowiedzialnością za trudną sytuację obarcza neoliberalne reformy wprowadzane przez premiera Fajada oraz porozumienia z Izraelem, które pozwoliły izraelskim produktom zdominować palestyński rynek. Wielu producentów i rolników nie wytrzymało konkurencji z izraelskimi firmami.

Przy braku strukturalnych zmian w funkcjonowaniu rozczłonkowanej i podupadającej palestyńskiej gospodarki opartej w dużym stopniu na pomocy zagranicznej, ostatnią deską ratunku dla władz AP może okazać się wydobycie naturalnego gazu, którego pokłady znajdują się u wybrzeży Strefy Gazy.

W niedzielę izraelscy dyplomaci poinformowali, że trwają negocjacje w sprawie izraelskiego pozwolenia na wydobywanie palestyńskiego gazu. Choć Strefą Gazy zarządza radykalne ugrupowanie Hamas, który wygrał wybory parlamentarne w 2006 roku, planowane wydobycie surowca odbywałoby się bez jego udziału.

"Rozwój pól gazowych przy wybrzeżu Gazy wygeneruje przychody, które mogą w ogromnym stopniu przyczynić się do palestyńskiej stabilności fiskalnej" - napisał izraelski MSZ w opublikowanym w niedzielę raporcie, podała agencja Reuters.

Hamas skrytykował pominięcie go w prowadzonych rozmowach. Do negocjacji doprowadził Tony Blair, który działa obecnie jako wysłannik Kwartetu Bliskowschodniego. O pokładach gazu wiadomo od 13 lat, jednak dotychczas nie doszło do wydobycia z powodu braku ostatecznej zgody ze strony Izraela.