Pierwotnie gazoport miał umożliwić import do 5 mld m sześc. LNG rocznie. Projekt zakładał, że opcjonalnie w przyszłości mógłby on zostać zmodernizowany tak, by był w stanie odbierać nawet 7,5 mld m sześc. gazu, czyli 50 proc. naszych krajowych potrzeb na to paliwo. Jak ujawnia Rafał Wardziński, prezes PLNG, wszystko wskazuje na to, że spółka od razu skorzysta z tej opcji. – Chcielibyśmy jak najszybciej rozbudować gazoport. Zauważamy, że popyt na LNG w Europie rośnie, tak samo jak zainteresowanie naszymi usługami – tłumaczy. Jak podkreśla spółka, w ciągu kilku miesięcy przeprowadzi badanie rynku pod względem zainteresowania powiększonymi mocami terminalu LNG (to niewiążąca procedura, w odróżnieniu od procedury open season, która obliguje potencjalnych klientów do rezerwacji określonych mocy).
– Chcemy zapytać głównych klientów na rynku gazu, ile tego surowca będą chcieli kupować w przyszłości. Jeśli rynek odpowie pozytywnie, chciałbym ruszyć z rozbudową – zapowiada Wardziński.
Na razie jedynym klientem, który zarezerwował moce terminalu, jest PGNiG (odbierać ma około 65 proc. gazu dostępnego w terminalu w Świnoujściu). Przedstawiciele PLNG zdradzają jednak, że usługami gazoportu mocno interesują się także Orlen, Lotos i Azoty Tarnów. – Rozmowy trwają. Namawiamy spółki do budowy grup zakupowych, bo polscy odbiorcy są zbyt mali, by wynegocjowali niższe ceny LNG – zaznacza prezes Wardziński.
Jak się dowiedzieliśmy, wbrew temu, co zapowiadał wcześniej Mikołaj Budzanowski, minister skarbu, w Świnoujściu nie będzie budowany terminal skraplający.
Reklama
– Konkurencja jest duża i jeszcze wzrośnie, gdy USA zaczną eksportować LNG z własnych łupków. Ceną z nimi nie wygramy – przekonuje prezes PLNG.