Widząc, jak szybko rośnie udział handlu internetowego w całym rynku, sieci ze sprzętem RTV i AGD musiały obniżyć ceny i zacząć ostrą walkę o klientów. Efekt był natychmiastowy – o ile jeszcze dwa lata temu telewizory, lodówki czy pralki można było kupić w sklepach internetowych o 25 – 40 proc. taniej niż w stacjonarnym markecie, dziś różnice w cenach wynoszą średnio 10 –15 proc.
Dotyczy to głównie małego sprzętu AGD, jak ekspresy do kawy, czajniki, frytkownice. W przypadku droższych i większych artykułów różnice są jeszcze mniejsze. Coraz częściej też dochodzi do sytuacji, gdy to w realu jest taniej niż w internecie. Np. w sieciach Media Markt i Saturn za telewizor Sony LED KDL-40EX650 zapłacimy 2489 zł, podczas gdy ceny tego modelu w sklepach internetowych wahają się między 2544 a 2794 zł.
– Staramy się być najtańsi na rynku. Szczególnie że w tym roku chcemy ruszyć ze sprzedażą online. Na razie na naszych stronach można tylko rezerwować towary, które potem odbiera się w markecie. Zdajemy sobie jednak sprawę, że utrzymanie najniższej ceny w każdej z kategorii jest niemożliwe – tłumaczy Wioletta Batóg z Media Saturn Holding Polska.
Zejście z cen przez tradycyjne markety było możliwe, gdyż te operowały na znacznie wyższych marżach niż placówki internetowe. Do tego stale zwiększają skalę działalności, otwierając nowe markety. Media Markt, który ma już 45 sklepów, w tym roku uruchomi jeszcze jeden. Podobnie jak Saturn, pod logo którego działa w kraju 17 placówek. – Dzięki dużej skali sieci osiągają coraz lepszą pozycję w negocjacjach z producentami – tłumaczy Michał Grzechowiak z firmy Internet Standard.
Reklama
Choć ceny się wyrównują, wciąż warto korzystać z porównywarek. Tylko wówczas można zyskać pewność, że zrobiło się dobry zakup. Eksperci doradzają też, by ciągle być czujnym wobec sklepów działających w sieci. Niska cena, jaką oferują, może być pułapką. – Może się okazać, że dostawa towaru jest dopiero za kilka tygodni – podkreśla Wioletta Batóg. A to dlatego, że wiele sklepów nie inwestuje w magazyny i zamawia towar dopiero po złożeniu zamówienia przez klienta. – To się powoli zmienia. Do e-sklepów zaczyna docierać, że nie inwestując w zaplecze magazynowe, wypadną z rynku – argumentuje Michał Grzechowiak.
Jeśli mamy podejrzenia co do sposobu działania e-sklepu, lepiej zamawiać towar z płatnością przy odbiorze. Łatwiej się wtedy wycofać z transakcji.